Zarówno w pierwszych, mało znanych krótkich fabułach Wilhelma Sasnala, jak i w głośnym filmie "Z daleka widok jest piękny" nakręconym już w małżeńskim tandemie, jednym z podstawowych wyznaczników stylu reżyserskiego duetu była taktyczna ucieczka przed opowiadaniem historii, szantażem linearnej narracji. Ich najnowszy film, "Huba", wygląda tak, jakby z doświadczenia kina moralnego niepokoju pozostał jedynie niepokój, wzbogacony o gęste, plastyczne, formalne znaki.
Jeżeli ktoś koniecznie chce wyłapać z filmu znaczenia, powinien przede wszystkim zawierzyć tytułowi. Huba to pasożyt. Jedna z najczęściej spotykanych hub drzewnych nazwa się zresztą niszczyca. W amorficznym filmie Sasnali trujący grzyb zarasta zdrowe komórki. Reżyserzy portretują dwie jednostki, kobietę i mężczyznę, najprawdopodobniej ojca i córkę, ale nawet tego nie wiemy na pewno. Dowiadujemy się tyle tylko, że dziewczyna z maleńkim dzieckiem i starszy pan duszą się we wspólnym, ciasnym mieszkaniu.
Nieprzypadkowo akcja filmu rozgrywa się w Mościcach, dzielnicy Tarnowa, w której urodził się i dorastał Wilhelm Sasnal, gdzie powstały jego pierwsze plastyczne i filmowe prace. Mościce wymyślone jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym potrafią być malownicze. To z jednej strony ogromne pasaże zieleni i willowe aleje, z drugiej niemal księżycowy, industrialny pejzaż. Zakłady Azotowe dają zatrudnienie tysiącom tarnowian, ale zabarwiają miejską przestrzeń charakterystycznymi fabrycznymi wyziewami chemikaliów, bryłami kominów, zanieczyszczeniem powietrza. Od tego rodzaju ujęć rozpoczyna się właśnie "Huba": kolejny dzień pracy, jest duszno, pył krępuje oddech, do uszu docierają charakterystyczne dźwięki osmolonego fabrycznego dnia.
Sasnalowie skupiają się na energii kadrów, obrazów. Rdza fabryczna nicuje się z rdzawym, pomarszczonym ciałem najprawdopodobniej chorego mężczyzny. Trwa badanie USG, pacjent oddycha, milczy. Język wydaje się zresztą zbędnym, niepotrzebnym balastem, ogranicza przestrzeń między obrazami i dlatego "Huba" jest prawie niema. Krzyczą faktura ulic, place zabaw, industrialne kwartały, ale usta bohaterów są jakby zasznurowane. Kobieta grana przez Joannę Drozdę nie definiuje relacji z mężczyzną (w tej roli amator Jerzy Gajlikowski, podczas realizacji filmu chory na raka – nie dożył premiery). Joanna Drozda, aktorka kojarzona przede wszystkim z młodym, eksperymentalnym teatrem (przedstawienia Rychcika, Libera, Kaczmarka, Marciniak), bezbłędnie wpisała się w uwolniony od przyczynowo-skutkowego lenna styl Sasnali. Gra bez grania, nie szantażuje emocjonalnością. Osobna, zagadkowa, dziwna.
Jestem niemal równolatkiem Anki i Wilhelma Sasnali, tak jak oni wychowywałem się w Tarnowie, nadal zresztą pracuję w Centrum Sztuki Mościce, sąsiadującym z blokiem, w którym kręcone były zdjęcia do "Huby". Znam doskonale wszystkie miejsca, rozumiem ten spleen. Nawet jednak bez topograficznej asymilacji dzieła z piszącym filmowa grzybnia Sasnali ma dużą siłę rażenia, porasta odbiorczą korę. Ktoś kogoś tutaj pożera, chory mężczyzna zdrową kobietę, dziecko – matkę, córka – ojca. Niszczyca jest stanem umysłu. Przetrwa wszystko.
HUBA | Polska 2013 | reżyseria: Wilhelm i Anka Sasnalowie | dystrybucja: Filmpolis | czas: 71 min