Przeniesiona na ekran proza Carda przypomina młodzieżową wersję "Żołnierzy kosmosu". Podobnie jak tam akcja rozgrywa się w szkole wojskowej, szykującej ludzi do walki z owadopodobnymi kosmitami. Tyle że w "Grze Endera" kadetami są kilkunastoletnie dzieci – dowództwo armii dochodzi bowiem do wniosku, że jedynie młode umysły, pozbawione złych nawyków (a jednocześnie zaprawione w walkach toczonych w grach komputerowych), są w stanie wygrać nadchodzącą wojnę. Dla Endera kariera wojskowa to spełnienie marzeń, ale z biegiem czasu przekona się, że nie wszystko, co widzi, zgadza się z propagandową wersją rządu.
Hood w ślad za Cardem stawia parę ważnych pytań o granice moralności i słuszność toczonych wojen (chwilami nietrudno w "Grze Endera" odnaleźć aluzje do naszej rzeczywistości), jednak jego film jest przede wszystkim widowiskiem. Wystawnym, lecz niestety nudnawym i zaskakująco mało emocjonującym. Asa Butterfield – świetny przecież w "Hugo" Martina Scorsese – nie jest w stanie udźwignąć ciężaru głównej roli (niemal wcale nie znika z ekranu). Na szczęście są niezłe drugoplanowe role Harrisona Forda i Bena Kingsleya oraz mocny, dający do myślenia finał.
GRA ENDERA | USA 2013 | reżyseria: Gavin Hood | dystrybucja: Monolith | czas: 114 min