W nowym filmie reżyser snuje opowieść o neapolitańskim sklepikarzu, który sprzeniewierza się własnej naturze, by zostać gwiazdą mediów. Przy okazji Garrone wpada w zastawioną przez samego siebie pułapkę i mimowolnie tłumaczy naturę własnego fenomenu. W "Gomorrze" włoski twórca przypominał prowincjonalnego chuligana próbującego imitować twardziela Scorsese. Tym razem jako średnio zdolny kuglarz pretenduje do roli następcy iluzjonisty Felliniego. Garrone, tak jak twórca "Ginger i Freda", usiłuje zmetaforyzować włoską rzeczywistość jako niekończące się reality show. Niestety, zamiast wielkim bratem okazuje się wyłącznie ubogim krewnym starego mistrza.

Reklama

W "Reality" Garrone nie tylko nie dorównuje Felliniemu, lecz nie jest także w stanie zbliżyć się do poziomu osiągniętego kilka lat temu przez Erika Gandiniego w "Wideokracji". Urodzony we Włoszech i zamieszkały w Szwecji dokumentalista przedstawił swoją ojczyznę pogrążoną w hipnotycznym otępieniu. Przy okazji nie ukrywał, że ówczesna Italia ma w jego oczach napompowaną botoksem twarz Silvio Berlusconiego. Garrone bardzo pilnuje się tymczasem, by nikogo nie urazić ani nie sprowokować.

Głównym grzechem "Reality" pozostaje wynikający z takiej właśnie strategii brak wyrazistości. Włoski twórca ma w sobie zbyt dużo współczucia, by bezlitośnie zakpić z bohaterów, i zbyt mało fantazji, aby pozwolić im na realizację naiwnych pragnień. Marzący o sławie sklepikarz pozostaje dla reżysera kimś w pół drogi między zagubionym poczciwcem a zaślepionym przez niespełnione życzenia egoistą. Mało chwalebnym osiągnięciem Mateo Garrone okazuje się realizacja pozbawionego ognia filmu o pozornie kipiącym od emocji widowisku. "Reality" ogląda się jak nudnawy program telewizyjny. Regulowanie odbiorników w niczym tu nie pomoże. Tym razem należy po prostu zmienić kanał.

REALITY | Włochy 2012 | reżyseria: Mateo Garrone | dystrybucja: Film Point Group/Alter Ego Pictures | czas: 110 min