Ten slalom służy odegnaniu, choć na chwilę, prawdziwego uczucia, zminimalizowania potrzeby przywiązania się, komfortu, który zapewnić może druga osoba, co nieodłącznie powiązane jest z nieuniknioną dorosłością. Dla Hemel – jej imię znaczy Niebo – substytutem męża i kochanka jest jednak jej ojciec, tak jak córka zmieniający partnerki niczym rękawiczki. Poligamiczne związki rodzica nie wydają się bohaterce zagrożeniem dla łączącej ich bliskiej, intymnej wręcz relacji. Lecz gdy mężczyzna znajduje sobie wreszcie stałą towarzyszkę życia, świat dziewczyny ulega rozpadowi.
Interpretacja freudowska "Hemel" narzuca się po seansie sama, co jest winą i błędem holenderskiej reżyserki o swojsko brzmiącym nazwisku Polak. Każde działanie głównej bohaterki wpisane jest odgórnie w ramy konfliktu edypalnego, co niewybaczalnie spłyca wymowę tak przecież interesująco zrealizowanego, pierwszorzędnie zagranego i odważnego obyczajowo filmu. Pojawiające się tu i ówdzie porównania ze "Wstydem" Steve'a McQueena są jak najbardziej zasadne, ale działają na niekorzyść omawianego filmu, który w warstwie treściowej i psychologicznej jest niestety jednowymiarowy i wtórny, co skutecznie przekreśla wartość realizatorskiej roboty i spory przecież potencjał wyjściowy scenariusza.
HEMEL | Holandia, Hiszpania 2012 | reżyseria: Sacha Polak | dystrybucja: Aurora Films | czas: 80 min