"Na zawsze Laurence" to kino nakręcone z talentem, ale wtórne wobec wcześniejszych filmów Kanadyjczyka – "Wyśnionych miłości" i debiutanckiego "Zabiłem moją matką". Granica między nieznośnym zmanierowaniem a konsekwentnym budowaniem własnego stylu czasami jest nieuchwytna, Dolanowi zdecydowanie bliżej jednak do pierwszej kategorii. Pupil festiwalu w Cannes i idol tysięcy nadwrażliwych nastolatków w zabawnych kapelutkach i wąskich spodniach wpadł w przykrą manierę. Poprzednie filmy kręcił z pasji i z potrzeby wypowiedzi, w partyzanckich warunkach. W najnowszym nie miał żadnych problemów z dopięciem wymarzonego budżetu – i to go zgubiło.

Reklama

Xavier postanowił być jednocześnie ambitny i zdystansowany, porusza ważne tematy i nieustannie stawia je w ironicznym nawiasie. Rozdął wątlutki scenariuszowy szkic o powrotach i rozstaniach transseksualnej dziewczyny (Melvil Poupaud) do narzeczonej z czasów, kiedy Laurence była jeszcze chłopcem (w tej roli znakomita Suzanne Clément), do ponad dwuipółgodzinnego metrażu. Ani świetni aktorzy, ani ledwie naszkicowana fabuła nie wytrzymały takiego rozwydrzenia. Film już po dwóch kwadransach traci impet, a im dalej, tym jest gorzej. Dla niesamowicie zdolnego Dolana "Na zawsze Laurence" powinno być lekcją pokory. Tym razem zwyczajnie przesadził. Nie mając niczego do powiedzenia w warstwie intelektualnej, zabawił się możliwościami kina, a ponieważ jak mało który twórca z jego pokolenia czuje erotyczny wdzięk filmu, ponad miarę wydłuża w "Na zawsze Laurence" sceny seksownej szarży. Patrzy się na to z zachwytem i zdumieniem, ponieważ kino Dolana śpiewa, unosi się w przestrzeni, wygina perwersyjnie, jest jednak puste w środku i co grosza, nie wzrusza.

Zakochany w sobie z wzajemnością narcyz Xavier Dolan nie jest jeszcze zdolny do sprzedawania w kinie uczuć. Na razie popisuje się głównie bezbłędnym budowaniem scen, wirtuozerskim montażem równoległym oraz rytmizowaniem obrazu i muzyki. Zapomina jednak, że jego odbiorcami są widzowie, dla których kino to coś więcej niż prymusowski pokaz sił. Gdzieś przeczytałem – i w pełni zgadzam się z tym stwierdzeniem – że Dolan nakręcił ten film pod dekoracje. Dylematy Laurence'a i Fred są jedynie częścią wymyślonej scenografii, w której liczy się fantazja osobliwie zaprojektowanego kadru albo efektownych, pstrokatych kostiumów z lat dziewięćdziesiątych. Z pewnej perspektywy wszystko wygląda seksownie i uwodzicielsko, ale kiedy analizujemy film na sucho, okazuje się, że poza kilkunastoma wypracowanymi sekwencjami i perfekcyjnie dobraną muzyką niewiele w nas zostaje.

Xavier Dolan jest wciąż twórcą bardzo młodym – ma zaledwie 23 lata. Na razie szpanuje. Mam nadzieję, że za jakiś czas egotyczny tour de force zamieni w skończone arcydzieło. Dolan ma wszelkie dane, żeby dołączyć do grona najciekawszych autorów światowego kina. Jednak "Na zawsze Laurence" jest filmem "na chwilę". Można zobaczyć i zapomnieć.

NA ZAWSZE LAURENCE | Kanada, Francja 2012 | reżyseria: Xavier Dolan | dystrybucja: Spectator | czas: 161 min