Zrodzony w wyobraźni Setha MacFarlane'a pluszowy miś zawsze wie, gdzie załatwić najlepszą trawkę, przyjaźni się z Norah Jones i potrafi sprowadzić na imprezę samego Flasha Gordona. Wszystkie te cechy czynią z Teda modelowego bohatera popularnego w Stanach Zjednoczonych gatunku filmu kumpelskiego. Towarzyszące temu kinu schematy w "Tedzie" zostają jednak wzbogacone imponującą erudycją reżysera.

Reklama

W wypełniającym film MacFarlane'a gąszczu aluzji, cytatów i nawiązań można natknąć się na przykład na sekwencję charakterystyczną dla samego mistrza Hitchcocka. Trudno również oprzeć się wrażeniu, że Ted z miejsca polubiłby się z tytułowym bohaterem "Kota Fritza". Kojący głos narratora, obecność elementów fantastycznych i subtelnie zarysowany morał udowadniają z kolei, że mamy do czynienia z pastiszem klasycznej baśni. Seans "Teda" pozwala sądzić, że właśnie takie historie pisaliby bracia Grimm, gdyby tylko znajdowali się na permanentnym haju.

Do podobnego wniosku skłania również wypełniające film nietuzinkowe poczucie humoru. W "Tedzie" czuć rękę reżysera, który odpowiadał za sukces kultowych seriali "Głowa rodziny" i "Amerykański tata". MacFarlane potrafi płynnie przejść od dosadności do wyrafinowania, a abstrakcyjny charakter części dowcipów zrównoważyć czytelnymi odniesieniami do świata popkultury. Nawet gdy reżyser przekracza chwilami granice dobrego smaku, można usprawiedliwić to tkwiącym w jego opowieści łobuzerskim wdziękiem.

W przeciwieństwie do większości filmów o spóźnionym dojrzewaniu "Ted" bynajmniej nie zamierza pozbywać się zresztą własnej nonszalancji. Reżyser stanowczo buntuje się przeciw uznawaniu prostej opozycji między dorosłością a infantylizmem. Film MacFarlane'a stawia sobie za cel znalezienie trzeciej drogi. W tym celu eksponuje przede wszystkim dylematy Johna Benneta (Mark Wahlberg) – wiecznego luzaka, najlepszego kumpla Teda i wiernego towarzysza jego imprezowych eskapad. Praktykowany przez mężczyznę styl życia coraz mniej podoba się jego dziewczynie Lori, która od trzydziestokilkulatka oczekiwałaby już znacznie większej odpowiedzialności.

Reklama

Mimo że "Ted" wciąż pozostaje przede wszystkim niezwykle zabawną komedią, opis relacji Johna z jego najbliższymi ma w sobie wyjątkowy psychologiczny autentyzm. MacFarlane'owi udało się z empatią przyjrzeć potrzebom faceta, który chce jednocześnie zadowolić swoją partnerkę i nie utracić pielęgnowanej przez lata niezależności. Jeśli chodzi o Teda, mężczyzna doskonale zdaje sobie sprawę z toksycznego charakteru ich relacji, ale pragnie również zrobić wszystko, by zachować nawiązaną przed laty przyjaźń.

Miotającemu się bohaterowi ostatecznie przychodzi z pomocą sam reżyser. Według optymistycznej konkluzji Setha MacFarlane'a lojalność w stosunku do Teda i namiętność wobec Lori (Mila Kunis) okazują się jednak możliwe do pogodzenia. Wystarczy, że John podejmie decyzję, by nie wyrzec się wewnętrznego dziecka, które oprócz lekkomyślności przydaje mu jednocześnie entuzjazmu i spontaniczności. Choć świadoma tych faktów Lori akceptuje ostatecznie Johna ze wszystkimi jego wadami, wieńczący "Teda" happy end jednak nie razi. W końcu od samego początku mamy do czynienia z baśnią. Nawet jeśli przeznaczoną wyłącznie dla najbardziej niegrzecznych dzieci.

Ted | USA 2012 | reżyseria: Seth MacFarlane | dystrybucja: UIP | czas: 106 min