Ale i na nich znajdzie się silny: okrutny Zamordor, którego celem jest wskrzeszenie Zula. Do tego potrzebuje krwi wszystkich barbarzyńców. Wszyscy mieszkańcy wioski trafiają do niewoli oprócz chuderlawego marzyciela Romana. Pech chce, że to właśnie on będzie musiał uratować swoich pobratymców. W jego wędrówce po chwałę pomogą mu wojownicza dziewica Ksenia, nieudaczny bard Wrzaskier oraz ciamajdowaty elf Lameras.
Już sam tytuł wskazuje, że mamy do czynienia z parodią fantasy. Ale nie tylko wątki z "Conana" zostały tu wyszydzone – także znacznie bardziej wyrafinowana literatura spod znaku Tolkiena. "Romanowi Barbarzyńcy" wyrafinowania jednak zdecydowanie brakuje: to parodia szyta przaśnymi dowcipami, których większość dotyczy seksu albo wydalania. Wystarczy wspomnieć, że gdy Roman postanawia ukryć się przed wrogami za pomocą wódki niewidki, magicznego płynu zabrakło akurat wtedy, gdy miał nim posmarować suspensorium. Przez kilka minut na ekranie zamiast Romana widać więc gadające genitalia.
Na nic dobre tłumaczenie Jakuba Wecsilego, na nic niezły polski dubbing i kilka zabawnych nawiązań do klasyki fantastycznego kina. "Roman", choć animowany, zdecydowanie dla dzieci się nie nadaje. Dla dorosłych zresztą też nie bardzo.
ROMAN BARBARZYŃCA | Dania 2011 | reżyseria: Kersten Vestbjerg Andersen, Thorbjørn Christoffersen | dystrybucja: Kino Świat | czas: 85 min