Roberta Torre jest gwiazdą włoskiego kina offowego, zaś "Przerwane pocałunki" bardzo dobrze przyjęto przed dwoma laty na festiwalach w Wenecji i Sundance. Opowieść o nastoletniej Manueli (Carla Marchese) z ponurego blokowiska na sycylijskich przedmieściach oscyluje między społecznym realizmem a psychodeliczną i groteskową wizją.

Reklama

13-letnia bohaterka wydaje się typową przedstawicielką swojego pokolenia: ze słuchawkami na uszach przemierza osiedlowe placyki, przejścia i galerie. Dorywczo pracuje w salonie piękności jako podrzędna pomoc. Próbuje pierwszych pocałunków z chłopakiem, wdaje się w utarczki ze zdzirowatą siostrą. W ciasnocie dusznego i przegrzanego mieszkania w bloku gnieździ się jeszcze ze skłonną do histerii, wyfiokowana matką (Donatella Finocchiaro) i z fajtłapowatym bezrobotnym ojcem, którego w końcu krewka mamma wystawia z walizkami za drzwi.

Na te drobne dramaty dnia codziennego nakłada się fascynacja postawioną na osiedlu wielgachną gipsową figurą Matki Boskiej. Dziewczynka czuje więź z posągiem, a gdy ten zostaje uszkodzony, w cudowny sposób objawia światu, gdzie podziała się oderwana głowa Madonny. Osiedlowy cud przynosi jej sławę, zaś do drzwi mieszkania ustawia się kolejka wiernych błagających o błogosławieństwo. Kuta na cztery nogi matka stylizuje córkę na małą zakonnicę i pobiera opłaty od złaknionych łaski. Interes się kręci, atrakcyjna mamusia znajduje gacha, starsza siostra ma forsę na narkotyki, zaś Manuela coraz mocniej gubi się w labiryncie własnych wizji, marzeń i nieuświadomionych potrzeb.

Pobrzmiewają tu echa o rok wcześniejszego "Fish Tank" Andrei Arnold. Brytyjskie i włoskie blokowisko wiele łączy: ta sama szpetota, te same patologie z handlem narkotykami i młodocianą łobuzerią na czele. Podobny jest też wątek relacji z matką, która traktuje córkę w sposób absolutnie przedmiotowy i pozbawiony głębszego uczucia. Niestety zamiast realistycznego obrazu w duchu kina społecznego dostajemy groteskę w stylu Almodovara i senne sekwencje à la "Osiem i pół" Felliniego.

Reklama

Choć podejmuje temat związany z religią, reżyserka niewiele mówi na temat wiary czy choćby zabobonów. Domniemane objawienie maryjne bohaterki służy jej bardziej jako narzędzie napędzające akcję niż przedmiot rozważań i dociekań. Nie dowiadujemy się zbyt wiele ani o metafizycznym, ani psychologicznym wymiarze doświadczeń, które stały się udziałem Manueli. Za to możemy podziwiać grupkę wysztafirowanych, karykaturalnych Włoszek, klientek dziwacznego salonu piękności, które pod wodzą demonicznej właścicielki tegoż przybytku kontrapunktują i komentują akcję niczym grecki chór.
Wszystko to nawet ma pewien wdzięk i oryginalność, jednak drażnią niekonsekwencje w prowadzeniu narracji, bezładne podejmowanie i porzucanie wątków. Fascynacja filmowym stylem Davida Lyncha niewielu twórcom wychodzi na zdrowie.

PRZERWANE POCAŁUNKI | Włochy 2010 | reżyseria: Roberta Torre | dystrybucja: Aurora Films | czas: 80 min