Tyle wystarczyło Mike’owi Millsowi – reżyserowi i grafikowi, który scenariusz oparł na własnych życiowych doświadczeniach. Hal (Christopher Plummer) w wieku 75 lat, tuż po śmierci żony, ujawnił się jako gej. W cztery lata później, po krótkim, lecz intensywnym okresie uczestnictwa w gejowskim środowisku Los Angeles sam umiera na raka, a jego syn Oliver (Ewan McGregor) próbuje sobie jakoś poradzić z jego odejściem, jednocześnie angażując się w związek z francuską aktorką Anną (Melanie Laurent). Historię poznajemy z perspektywy Olivera, którego pamięć błądzi między wspomnieniami dzieciństwa, okresem coming outu i choroby ojca oraz czasem żałoby, podczas którego wiąże się z Anną.
Gdzie w tym miejsce dla mówiącego psa? Artur, mądry terier rasy jack russel, pointuje akcję poetyckimi bon motami, które jego pan Oliver odbiera telepatycznie, my zaś widzimy je w postaci napisów. "Powiedz jej, że jeśli nie wydarzy się coś gwałtownego, to wkrótce ogarnie nas mrok" – radzi piesek, czyniąc banalną sytuację podrywu zdarzeniem z pogranicza rzeczywistości, żartu i buddyjskiej medytacji.
Ucieczka przed banałem jest zresztą specjalnością Millsa. To dopiero drugi pełnometrażowy film w dorobku tego filmowca, a już można mówić o oryginalnym stylu, na poziomie zarówno scenariusza, jak i wizualnej narracji. Klimatem i pomysłowością nieco przypomina dzieła Wesa Andersona i Michela Gondry’ego, choć nie ma tu mowy o kopiowaniu cudzych pomysłów. To kwestia nieuchwytnej atmosfery i odwagi w zabawie filmową materią. Także typ bohatera wydaje się podobny – inteligentni, nieśmiali ludzie o dużej wrażliwości, którzy zapraszają nas do swojego świata.
I chciałoby się to zaproszenie przyjąć, zaprzyjaźnić z nimi. Kto by nie chciał wybrać się z Oliverem i jego kumplami na imprezę, na której jedni przebierają się za indyka, a inni za Freuda? Lub jeździć po mieście nocą i niczym Banksy zdobić ściany graffiti o niebanalnej treści, np. "1985 Bush odnajduje Jezusa" oraz "2003 Britney Spears najczęściej googlowana". Albo po prostu posiedzieć chwilę z Oliverem i Halem w ich pięknym domu, wypełnionym książkami, zdjęciami i polskimi plakatami filmowymi?
Reklama
Przy całej tej otoczce "indie" oraz dużym ładunku humoru – podekscytowany Hal dzwoni do Olivera z pytaniem, jak się nazywa ta cudowna, głośna klubowa muzyka, i jak przystało na pedantycznego starszego pana notuje odpowiedź: "house" – na pewno nie umknie nam sedno tej opowieści. Aktorskie osobowości wspaniale dobranej i bezsprzecznie utalentowanej obsady pomagają wypełnić intelektualny zarys ciałem i czuciem.
Zarówno rozliczenie z rodzinną przeszłością, jak i dojrzewanie do miłości, które stają się udziałem Olivera, mają moc głębokiego wzruszania. Obędzie się bez łez, bo nie chodzi o wywoływanie tanich emocji, ale o autentyczne przeżycia, które łączą nas wszystkich. W dziedzinie życia wszyscy jesteśmy wiecznymi debiutantami – mówi reżyser.
DEBIUTANCI | USA 2010 | reżyseria: Mike Mills | dystrybucja: Gutek Film