To nie będzie łagodny seans. Już sama sceneria skąpanego w zimowej szarości Budapesztu wystarczy, by wywołać ciężką depresję. Kornel Mundruczo idzie w swojej wizji znacznie dalej. Wielkomiejski pejzaż zaludnia bohaterami o ogorzałych twarzach i prymitywnych umysłach. Przepełniająca film brzydota wcale jednak od niego nie odrzuca. W połączeniu z enigmatyczną fabułą nawiązującą do klasycznego "Frankensteina" ma w sobie zaskakujący magnetyzm.
Mundruczo podszedł do literackiego klasyka bez kompleksów. Zamiast krwawego horroru nakręcił sprawny dramat psychologiczny. W uwspółcześnioną wariację na temat powieści Mary Shelley wpisał obsesje, które zdominowały jego wcześniejsze dzieła. Ponownie zajął się problemem upadku rodziny.
W "Łagodnym potworze" Mundruczo opowiada historię przypadkowego spotkania pewnego reżysera i jego nieślubnego syna. Udowadnia, że filmowy ojciec staje się kimś w rodzaju nowego Viktora Frankensteina. Nie chcąc rezygnować z własnych ambicji, mężczyzna przed laty stłumił w sobie rodzicielskie uczucia. W ten sposób bezwiednie stworzył pozbawione ludzkich odruchów monstrum. Podsuwając nam zaskakujący trop interpretacyjny, Mundruczo zdradza talent do gry z oczekiwaniami widza. Sprawia, że wyraźne moralne granice ulegają w jego filmie stopniowemu zatarciu. Pozornie wrażliwy artysta okaże się samolubnym cynikiem, a metaforyczny potwór nie wzbudza nienawiści, lecz współczucie.
Przy całej swojej oryginalności "Łagodny potwór" nie daje się łatwo polubić. Większość jego potencjalnych zalet równie dobrze można uznać za słabości. W filmie Mundruczo intrygująca fabuła ociera się o pompatyczny kicz, a nastrojowy minimalizm ustępuje czasem miejsca zwyczajnej nudzie. Elementem, który ostatecznie odróżnia prawdziwe dzieło od jego imitacji, okazuje się dopiero szczery autotematyzm.
Reklama
Obsadzenie samego siebie w roli apodyktycznego reżysera wymagało od Kornela Mundruczo sporej odwagi. Węgierski twórca pośrednio przyznaje się w ten sposób do własnej artystycznej niemocy. Doskonale widać to w scenie filmowego castingu. Mundruczo w tragikomiczny sposób użera się z pozbawionymi talentu amatorami. Zmuszając ich do emocjonalnego ekshibicjonizmu, w najlepsze bawi się w demiurga. Niespodziewane pojawienie się "potwora" brutalnie obnaża jednak iluzoryczność jego władzy. Zaaranżowana w ramach castingu sytuacja wymyka się spod kontroli i zostaje zwieńczona autentyczną tragedią. Tej sceny nie da się nakręcić od nowa ani usunąć przy montażu. Można wyłączyć kamerę. Jest już bezużyteczna.
ŁAGODNY POTWÓR – PROJEKT FRANKENSTEIN | Węgry, Niemcy, Austria 2010 | reżyseria: Kornel Mundruczo | dystrybucja: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty | czas: 105 min