Czytelnicy brytyjskiego magazynu "Empire" uznali "Donniego Darko" za jeden z najlepszych niezależnych filmów wszech czasów. W ostatecznym podsumowaniu debiutancki film Richarda Kelly’ego przegrał tylko ze "Wściekłymi psami" Quentina Tarantino.
"Donnie Darko" ma wszystko, żeby być filmem kultowym. Kelly umiejętnie połączył elementy science fiction, horroru i kina o nastolatkach, a potem do tego worka wrzucił jeszcze numerologię, new age, mesjanizm, buddyzm oraz teorię światów równoległych, z których jeden może zagrażać drugiemu. W dodatku "Donnie..." rozgrywa się na pograniczu snu i jawy, ma fabułę pełną niedopowiedzeń, świetną ścieżkę dźwiękową i kilka tekstów do powtarzania. W roli tytułowej obsadzono Jake’a Gyllenhaala, który jako Bogu ducha winny odkupiciel z przypadku okazał się idealnym bohaterem dla nastolatków. Był po trosze schizofrenicznym Harrym Potterem, po trosze buntownikiem bez powodu, po trosze wreszcie młodszym bratem Alicji, który zamiast do krainy czarów wybrał się w podróż dookoła świata koszmarów.
Na początku jednak magia nie działała. Wielkie studia filmowe odrzucały scenariusz Kelly’ego jako niezrozumiały. W końcu nad pełną zagadek historią nastolatka z Kalifornii, któremu pewnej nocy demoniczny królik oznajmia, że na uratowanie świata będzie miał tylko 28 dni, 6 godzin, 42 minuty i 12 sekund, pochyliła się Drew Barrymore i wysupłała 4,5 mln dol. na realizację.
Prześladujące bohatera fatum ciągnęło się także za całym filmem. Opromieniony premierą na festiwalu Sundance wszedł do kin w październiku 2001 roku. Dla filmu, w którym w jednej z pierwszych scen "zbłąkany" silnik boeinga ląduje w łóżku tytułowego bohatera, nie można było wymyślić gorszego terminu premiery. Cztery tygodnie po tragedii WTC rany były jeszcze zbyt świeże. Ale w marcu 2002 roku, gdy film ukazał się na płytach DVD, Donnie Darko z niechcianego bohatera stał się obiektem kultu.
Reklama



Zachęceni spóźnionym sukcesem producenci w 2004 roku raz jeszcze próbowali wprowadzić do kina reżyserską wersję filmu i znów skończyło się klapą. Jednocześnie na całym świecie film coraz śmielej poczynał sobie w zestawach kina domowego. Bo też podczas oglądania „Donnie Darko” popcorn kompletnie nie smakuje. Dlatego lepiej oglądać go samemu, a po seansie zaserwować sobie kolejny.
Richard Kelly bowiem skonstruował "Donniego Darko" jak bachowską fugę. Konceptualnie, symetrycznie i precyzyjnie. To film barokowy w swojej filozofii. Ta zaś w scenariuszu Kelly’ego zasadza się na liczbach 28 i 8. Pojawiają się one na każdej płaszczyźnie filmu, poczynając od najeżonego rozmaitymi ósemkami scenariusza i czasu akcji, którą zakrojono na cztery tygodnie 1988 roku przez produkcję (zdjęcia trwały 28 dni) po montaż (wersja reżyserska została sklejona z 28 ujęć). Ale ani numerologia, ani cytowane w filmie opowiadanie Grahama Greena (akcja filmu rozpoczyna się w dniu jego urodzin, czyli 2 października) nie pomagają rozwikłać tajemnicy.
Fanom do dziś pozostaje więc spierać się o drobiazgi. W sieci można znaleźć całe debaty na temat szaty graficznej opakowania po wodzie po goleniu, które na ekranie widać zaledwie ułamek sekundy.
DONNIE DARKO | USA 2001 | reżyseria: Richard Kelly | dystrybucja: Vitra Film