Dziś zostały ogłoszone zmiany w regulaminie ubiegania się o najważniejsze nagrody w przemyśle filmowym. Kategoria, która wywoływała u nas najwięcej emocji, czyli „Najlepszy film nieanglojęzyczny” teraz nazywać będzie się „Najlepszy film międzynarodowy” (w oryginale: Best international feature film). W czasach, w których wiele produkcji jest kooperacją kilku krajów zmiana nazwy była sprostaniem wymogom czasów.

Reklama

- Zauważyliśmy, że nazywanie filmu „foreign” jest przestarzałe w globalnej społeczności filmowców. Wierzymy, że nazwa najlepszy film międzynarodowy lepiej reprezentuje tę kategorię i promuje pozytywny i wszechstronny pogląd na film oraz sztukę filmową jako uniwersalne doświadczenie – czytaliśmy w oświadczeniach przedstawicieli Akademii.

Ważne dla nas jest to, że tzw. „shortlista” zostanie wydłużona z dziewięciu do dziesięciu tytułów, co w przypadku polskich produkcji może dawać dodatkowe szanse – nawet jeśli nie na samą nominację, to na dostrzeżenie w świecie przemysłu filmowego i dobry PR.

Wiele osób spodziewało się, że Akademia podejmie kroki, by w jakikolwiek sposób zablokować Netflixa, który powszechnie uważany jest za jedno z największych zagrożeń dla tradycyjnie rozumianego przemysłu kinowego. Część osób opowiadało się za tym, by filmy produkowane z myślą o platformie stremingowej zablokować, systemowo nie dopuszczać do rywalizacji.

Zabiegi antagonistów Netflixa spaliły na panewce. Zgodnie z zasadami każdy film zgłaszany do Oscarów wymagać będzie jedynie tygodniowej prezentacji w kinie w Los Angeles. A czy giganta nie stać, by wynająć sobie kino?