PAP: Jako członek Akademii Filmowej, miał pan w tym roku swojego faworyta?
A.S.: Akurat w tym roku mój wybór dość mocno pokrywa się z tymi filmami, które w tej chwili są najbardziej dostrzegane i mają największe szanse. Na pewno będę kibicował filmowi "Artysta" Michela Hazanaviciusa, choćby dlatego, że to film szalenie wizualny i w pewnym sensie "filmowy", ponieważ odwołuje się do historii kina. Jest fotografowany w manierze kina niemego, co też bardzo mi się podoba. Ale równocześnie bardzo podoba mi się film "Hugo", który zrobił Martin Scorsese. Obraz ten cenię za scenografię Dantego Ferretti, który naprawdę jest wspaniałym scenografem. To bardzo ciekawy od strony plastycznej, a przy tym miły w oglądaniu film. Ale to nie jest proste pytanie. Bo jak wymieniłem te dwa filmy to od razu przypomniał mi się obraz Stevena Spielberga "Czas wojny", do którego zdjęcia zrobił Janusz Kamiński. Bardzo ciekawy i głęboki psychologicznie jest z kolei "Strasznie głośno, niesamowicie blisko" Stephena Daldry'ego. Dobry jest także film "Spadkobiercy" z Georgem Clooneyem. Co roku powtarza się podobny schemat. Najpierw cały rok narzekamy na Hollywood i to, że w kinie nie ma dobrych filmów, a gdy przychodzi do ogłoszenia oscarowych nominacji widać, że można wybrać co najmniej kilka amerykańskich produkcji. Jestem w trudnej sytuacji, jako artysta powinienem bardziej marudzić, ale parę filmów mi się naprawdę podobało. Co mogę na to poradzić.
PAP: Może jednak coś się panu nie podobało aż tak bardzo?
A.S.: Mam zastrzeżenia do "Drzewa życia" Terrence'a Malicka. Zagubiłem się w tym filmie. Można o nim rozmawiać w bardzo wysokim tonie, ale ja lubię poznać filmy tak do końca, zrozumieć intencje reżysera, a w filozofii Malicka się pogubiłem. Niektóre sekwencje przypominają mi moją szkołę i czasy, gdy po raz pierwszy uczyłem się o pantofelku. Trzeba jednak powiedzieć, że to film, który stara się wyznaczyć nowy sposób narracji i przełamać stereotyp ilustracyjności, który film czerpał z powieści.
PAP: A jak, scenograficznie, wypadają tegoroczni kandydaci?
A.S.: Może powinienem być bardziej pokorny, ale powiem szczerze. Żaden z nominowanych filmów mnie nie powalił. Nie było takiego scenograficznego "wow". Nie zastanawiałem się "jak oni to wykombinowali". Ale tak jak powiedziałem, podoba mi się bardzo scenografia w "Hugo" i w "Artyście". W przypadku "Artysty" jest ona może trochę wtórna, ponieważ naśladuje manierę filmu niemego i czarno-białego. Z kolei w "Hugo" podoba mi się połączenie 3D, ale takie, które nie męczy widza, z bardzo dobrą, trochę bajkową scenografią i efektami specjalnymi. Tym razem komputerowe zabiegi nie dość, że nie popsuły przyjemności oglądania filmu, to zostały zastosowane z dużym smakiem. Gdy ogląda się "Hugo" nie myśli się o 3D tylko o przyjemności oglądania, jakiej dostarcza ta technologia. Podobnie na miejscu 3D było w "Avatarze", choć tam mieliśmy do czynienia ze stworzeniem świata zupełnie nieistniejącego. A tu mamy świat, który znamy, a 3D pozwala nam go lepiej obejrzeć. Przykładem tego, jak można nie męcząc widza wspaniale wykorzystać 3D jest otwierająca scena "Huga": kamera wjeżdża w ulice Paryża, mknie między pociągami i dociera do chłopca ukrytego za wielkim zegarem. Świetne i potrzebne ujęcie. Powinienem coś powiedzieć o znakomitej scenografii Stuarta Craiga do "Harry Pottera", ale jestem już tą serią trochę zmęczony.
PAP: A które z aktorskich kreacji zwróciły pana uwagę?
A.S.: Oczywiście wszyscy, którzy oglądali "Żelazną damę" zapamiętają Meryl Streep. Dobrze oceniam Michelle Williams jako Marylin Monroe, z tym że, ja ciągle pozostaję pod wrażeniem prawdziwej Marylin - każda wcielająca się w nią aktorka jest trochę na straconej pozycji. Za to dobrze zagrały aktorki z dość zlekceważonego u nas filmu "Służące". Zresztą sam na początku niewiele o nim słyszałem. Warto zwrócić uwagę na rolę Violi Davis. Zawsze są też na Oscarach wielcy przegrani, dla których zabrakło nawet nominacji. W tych kategoriach myślę o "Musimy porozmawiać o Kevinie" z fantastyczną Tildą Swinton. Bardzo żałuję, że nie uzyskała nominacji. To świetna rola.
PAP: Nie da się uciec od polskich akcentów na tegorocznych Oscarach. Pan bardzo chwalił film Agnieszki Holland.
A.S.: Rzeczywiście wyrażam się o "W ciemności" bardzo pozytywnie, bo to bardzo dobry film. Oczywiście z całego serca kibicuję Agnieszce Holland. Muszę jednak dodać, że dość późno, ale obejrzałem "Rozstanie" Asghara Farhadiego. Uważam, że to także bardzo dobry film. A w dodatku pochodzący z takiego rejonu świata, którego kinematografii do tej pory nie znałem. Teraz wiem, że Agnieszka ma bardzo silną konkurencję.
PAP: Trzymamy także kciuki za Janusza Kamińskiego.
A.S.: Januszowi za "Czas wojny" naprawdę życzę trzeciego Oscara! Ale i tu muszę powiedzieć, że nie będzie łatwo. Stanie w szranki z Emmanuelem Lubezkim, operatorem, który pracował przy "Drzewie życia", filmie, w którym praca autora zdjęć jest bardzo wyrazista. Myślę, że ten pojedynek rozegra się między tymi dwoma filmami.
Rozmawiała: Jagoda Mytych(PAP)