W związku z rezygnacją prezesa SFP Jacka Bromskiego na 22 czerwca zwołano Nadzwyczajny Walny Zjazd, na którym ma zostać wybrany nowy przewodniczący Stowarzyszenia na dwuletnią kadencję.

Nagły zwrot akcji

Bromski zrezygnował już w lutym, ale na początku czerwca nieoczekiwanie ogłosił decyzję o ponownym pretendowaniu. Jeszcze w minionym tygodniu miał pięciu rywali, jednak w poniedziałek wycofał się reżyser i scenarzysta Radosław Piwowarski ("Pociąg do Hollywood"). W grze pozostało czterech konkurentów: operator i dokumentalista Michał Bukojemski, scenarzysta Grzegorz Łoszewski, operator Andrzej Ślązak oraz aktor i producent Arkadiusz Wojnarowski.

Reklama

Czterech tylko teoretycznie, bo wiadomo już, że jedynym liczącym się kontrkandydatem Bromskiego w wyborach będzie Łoszewski, który uzyskał rekomendację Zarządu Głównego SFP. Za uchwałą głosowało dziewięciu członków zarządu, a czterech – w tym Bromski – wstrzymało się od głosu.

Warszawa, 06.06.2023. Od lewej: członek zarządu Gildii Scenarzystów Polskich, scenarzysta Grzegorz Łoszewski, wiceprezes Stowarzyszenia Autorów Zdjęć Filmowych PSC, operatorka Karina Kleszczewska, prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich, reżyser Jacek Bromski oraz dyrektor Związku Autorów i Producentów Audiowizualnych Dominik Skoczek / PAP Archiwalny / Leszek Szymański
Reklama

Jedynym sposobem Łoszewskiego na wygranie batalii jest totalne zniszczenie i oczernienie Jacka – uważa w rozmowie z Dziennik.pl osoba pełniąca przez lata ważną funkcję w polskim środowisku filmowym. Nie chce jednak zdradzać nazwiska – także dlatego, że ją samą próbowano wciągnąć w konflikt.

Źródło Dziennik.pl spostrzega przy tym, że choć Bromski, który z niezaprzeczalnymi sukcesami przewodził SFP blisko trzy dekady, cieszy się nieprzerwaną estymą w branży, to "Łoszewski – pomysłodawca użycia Memorandum w walce o fotel prezesa – nie jest bez szans". Zjazd ma charakter emocjonalny, tam są artyści, którzy łatwo się dają ponieść emocjom – słyszymy.

Dywany ministerialne

Informator Dziennik.pl zwraca też uwagę, że w ostatnich latach "powstało dużo organizacji filmowych, które miały ambicje wyjść na czoło operacji legislacyjnych, ale to się im nie udało". SFP jest za to organizacją naprawdę potężną, z dużym biurem, z dużym majątkiem, z pensjami. Kiedyś nie było nawet chętnych do Zarządu i mało kto się tym interesował, ponieważ to wszystko robiło się społecznie. Dopiero kilka lat temu zmieniła się ustawa o organizacjach zbiorowego zarządu, która wprowadziła wynagrodzenia dla członków zarządu. I to zmieniło sytuację diametralnie – mówi anonimowo osoba ściśle związana ze środowiskiem filmowców. I sugeruje, że "na miejscu Gildii Reżyserów Polskich próbowałaby uzyskać większy wpływ na Stowarzyszenie".

Sama Gildia w przysłanym do redakcji sprostowaniu zaznacza jednak, że "nie ma sprzeczności między przynależnością do SFP i Gildii, ale nie są to organizacje, które mogą na siebie wpływać. Sugerowanie jakichkolwiek prób wpływów jednej organizacji na drugą jest przekazywaniem fałszywych informacji".

Gildia prostuje również anonimowe informacje o rzekomym spotkaniu kandydatów do prezesury z Gildią Reżyserów, o poparcie której szczególnie mocno ma zabiegać Grzegorz Łoszewski. "Takie spotkanie nie jest planowane" - czytamy w sprostowaniu.

Członkiem Zarządu Gildii jest Andrzej Saramonowicz ("Testosteron"), który według słów informatora Dziennik.pl "blisko przyjaźni się z Łoszewskim". Saramonowicz od lat jest w konflikcie z Bromskim, a jednocześnie bardzo często bywał u ministra kultury Bartłomieja Sienkiewicza i ma opinię osoby świetnie rozeznanej w polskim kinie – słyszymy.

Tu również Gilida informuje, że "Andrzej Saramonowicz nie jest w żadnym konflikcie z Jackiem Bromskim. Chyba, że jest to konflikt jednostronny, o którym zainteresowany nie wie".

"Wszelkie spotkania przedstawicieli Gildii Reżyserów w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego miały charakter jawny i oficjalny. Andrzej Saramonowicz po wyborach 15 października 2023 roku został zaproszony do pełnienia roli społecznego doradcy Ministra Kultury, którym jest do dziś. Nie zaskakuje więc, że wywiązywał się z owej roli przychodząc do Ministerstwa" - prostuje Gildia.

Prawda jest jednak taka, że Saramonowicz walczy o swoją pozycję w Gildii Reżyserów, do Zarządu której dostał się przewagą bodaj trzech głosów. I ten sam Saramonowicz wprowadził Łoszewskiego na dywany ministerialne za czasów ministra Sienkiewicza. On chce przynieść za sprawą Łoszewskiego wiano do Gildii – twierdzi źródło Dziennik.pl.

W odpowiedzi Gildia Reżyserów pisze, że "nie jest również prawdą, że Andrzej Saramonowicz walczy o swoją pozycję w Zarządzie Gildii. Jego wynik wyborczy był znacznie wyższy niż ktoś autorowi niesłusznie podpowiedział - był 10 proc. ponad progiem wyborczym. Nikt nigdy nie występował do Zarządu Gildii i Komisji skrutacyjnej wyborów o dostęp do takich danych, zakładamy więc, że autor artykułu zwyczajnie je wymyślił".

Autor artykułu zapewnia, że wbrew sugestiom Gildii nie wymyślił sobie żadnych informacji, które zostały mu przekazane przez osobę postawioną swego czasu wysoko we władzach branży filmowej. Ze względu na dobro informatora i tajemnicę dziennikarską autor nie zamierza ujawniać swoich źródeł.

Pierwsze czytanie ustawy

Równolegle toczy się walka o implementację dyrektywy UE, która ma zapewnić filmowcom tantiemy ze streamingu. We wtorek 11 czerwca w sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu odbyło się pierwsze czytanie ustawy o prawie autorskim. Dyskusja nad projektem trwała blisko pięć godzin. Wcześniej środowisko filmowe zorganizowało przed Sejmem pikietę, na której stawiły się delegacje SFP, Gildii Scenarzystów Polskich, Gildia Reżyserów Polskich etc., a także sami aktorzy i twórcy, w tym Magdalena Boczarska, Maria Dębska, Eryk Kulm Jr., Agnieszka Smoczyńska czy Martyna Byczkowska.

Warszawa, 11.06.2024. Reżyserka Agnieszka Smoczyńska (6P) oraz aktorki Maria Dębska (5P) i Magdalena Boczarska (3P) podczas pikiety członków Związku Artystów Scen Polskich przed siedzibą Sejmu w Warszawie / PAP / Marcin Obara

Filmowcy protestowali pod hasłem "Dość czekania na tantiemy z internetu!", jednak źródło Dziennik.pl zauważa, że "tantiemy wcale nie są takie pewne". W kuluarach sejmowych mówi się, że waha się Hołownia, nie wiadomo, co zrobi część Lewicy. Sprawa nie jest przesądzona – słyszymy.

Co ciekawe w tym kontekście, sam Grzegorz Łoszewski na pytanie Dziennik.pl, dlaczego chce zostać Prezesem, odpowiada, że chętnie udzieliłby odpowiedzi, ale nie przed procedowaniem ustawy, bowiem teraz jego wypowiedź "mogłaby zaszkodzić" sprawie.

Wiadomo już, że projekt nie został odrzucony i podczas kolejnego posiedzenia Komisja przejdzie do jego rozpatrzenia. Konkretna data nie jest jeszcze znana, jednak jak dowiedział się Dziennik.pl, Komisja zobowiązała się przedstawić sprawozdanie do 25 czerwca, a zatem już po wyborach na nowego szefa SFP.

Poziom inteligenckiej biedy

Źródło Dziennik.pl zwraca uwagę na jeszcze jeden istotny wątek. Chodzi mianowicie o podział tantiem. Grzegorz Łoszewski stoi na czele niewielkiej, ale wpływowej grupy scenarzystów, która od lat nieskutecznie zabiega w Związku Autorów i Producentów Audiowizualnych o to, żeby inaczej ukształtować systemy repartycji, tj. żeby telenowele, w tym dokumentalne typu docusoap, jak "Sędzia Anna Maria Wesołowska", objąć tantiemami na równych prawach, co twórczość filmową – tłumaczy informator.

Doszłaby zatem ogromna grupa zawodowa i ogromna część repertuaru, który w tej chwili nie jest chroniony. Leży to w interesie Łoszewskiego, który jest scenarzystą głównie długich seriali, jak "Miodowe lata" czy "Ojciec Mateusz". I są jeszcze inne grupy zawodowe, które by chciały skorzystać z tantiem, jak reżyserzy castingów czy choreografowie. Do tej pory ZAPA sceptycznie podchodziła do rozszerzenia pozaustawowego i pozaunijnego katalogu zawodów objętych tantiemami. I nie ma co się dziwić, bo zaraz do tego dojdą aktorzy z docusoapów. Aktorzy czy może amatorzy albo półamatorzy? Gdzie jest granica? – pyta retorycznie źródło Dziennik.pl.

Tym bardziej że znacząca grupa filmowców żyje z tantiem i to żyje na poziomie inteligenckiej biedy. W zamrażarce sejmowej wciąż jest ustawa o zawodach artystycznych, która miała to zmienić. I z nią też nic się nie dzieje, choć w przypadku akurat tej ustawy wszyscy się porozumieli. Projekt wniosła jeszcze Platforma za poprzedniej kadencji i przez dwie kadencje PiS nic z nim nie zrobiło, mimo że gdyby tylko ministerstwo chciało, to by go uchwaliło – zauważa.

Dużo potężniejsze podmioty

Resort kultury nie tylko w tym aspekcie nie ma najlepszych notowań wśród filmowców. Już wiele miesięcy temu po środowisku krążyła plotka, że PO upatrzyła sobie za cel Bromskiego, który ponoć zanadto zbliżył się do PiS.

Chodzono po mieście i mówiono, że Platforma go nienawidzi i dopóki Bromski będzie prezesem SFP, to oni tantiem nie uchwalą– mówi źródło Dziennik.pl. I początkowo można było odnieść wrażenie, że pogłoska się potwierdziła, gdyż niedługo po wyborach 15 października nowo powołany minister Sienkiewicz wycofał z projektu ustawy implementującej dyrektywę unijną zapisy dotyczące tantiem ze streamingu.

Polskie prawo filmowe zostało napisane tak, żeby uniknąć sytuacji, że jak przychodzi nowa ekipa rządząca, to zwalnia się dotychczasowego dyrektora i powołuje się nowego. Ale to się nie udało. Bo najpierw PiS zwolniło nielegalnie szefową Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej Magdalenę Srokę na skutek donosu jej współpracowniczki i powołało Radka Śmigulskiego, osobę kompletnie spoza środowiska. A teraz sytuacja się powtórzyła – Śmigulski wyleciał – i obserwując sytuację z mediami publicznymi można dojść do wniiosku, że z PISF-em czy SFP będzie to samo. Kto przyjdzie do władzy, to sobie zmieni dyrektora. A miało tak przecież nie być – zżyma się informator Dziennik.pl.

Tylko tym razem podmioty są dużo potężniejsze– zauważa. Netflix i Google są bardzo aktywne w tej sprawie. Ich przedstawiciele byli na spotkaniach z organizacjami firm telekomunikacyjnych i medialnych, gdzie namawiali tych, którzy tantiemy płacą, do tego, żeby narozrabiać – dodaje.

Bromski nie od dziś jest poważnym przeciwnikiem dla lobbystów.

To skandaliczne, że platforma, która funkcjonuje i bogaci się dzięki twórcom filmowym, na niebywałą dotychczas skalę dzieli polskie środowisko filmowe. Tworzy czarne listy twórców, nastawia jednych przeciwko drugim, grozi zamknięciem produkcji w Polsce…grzmiał Prezes w listopadzie 2023 roku.

Działania Netflixa doprowadziły dzisiaj do sytuacji, w której garstka twórców filmowych, rozpieszczanych przez tę platformę, musi zdecydować czy za netflixowe srebrniki pozbawić całe środowisko należnych im wynagrodzeń za streaming – dodawał.

Zarzuty o mobbing

Czy można zatem uznać za czysty przypadek, że w tym właśnie czasie do SFP zaczęły napływać anonimowe pogróżki pod adresem Bromskiego oraz zarzuty dotyczące mobbingu, którego rzekomo miała się dopuszczać była dyrektorka biura Stowarzyszenia, Ewa Ziembicka, która nie pracowała już jednak w organizacji od dwóch lat.

Zdaniem informatora Dziennik.pl akurat zarzuty wobec byłej dyrektorki są prawdziwe; "Ziembicka nie była osobą popularną wśród pracowników". Tyle że jak dotąd żaden oficjalny wniosek dotyczący mobbingu do SFP nie wpłynął, nie wytoczono również żadnego pozwu.

Jednak pomówienia dotyczyły także nadużywania pozycji prezesa, korzystania z majątku Stowarzyszenia w niewłaściwy sposób, nadmiernych wynagrodzeń wypłacanych niektórym pracownikom SFP czy używania samochodów służbowych i rzeczy należących do SFP do prywatnych celów.

W efekcie Jacek Bromski w połowie kadencji, na którą został wybrany z 90-procentowym poparciem, złożył zapowiedź rezygnacji na dzień 22 czerwca.

W międzyczasie młodzi filmowcy z SFP rozpoczęli głośne protesty pod Ministerstwem w sprawie tantiem. W rezultacie minister zmienił zdanie i przywrócił do projektu ustawy zapisy korzystne dla twórców.

Okazało się, że to nie jest tak, że jak Bromski jest prezesem, to tantiemy nie wejdą do Sejmu. Zaczęto więc używać argumentów "mobbingowych" – wskazuje źródło Dziennik.pl.

Biuro SFP z ramienia samego Bromskiego zamówiło wówczas audyt, aby sprawdzić zasadność zarzutów wskazywanych w anonimach. Tymczasem Zarząd zamówił opinię w zewnętrznej kancelarii prawnej. Wtedy powstało wspominane już Memorandum, które w oparciu o anonimy wskazywało potencjalne konsekwencje dla osób w tych anonimach pomówionych. Treść dokumentu była szeroko rozpowszechniania w środowisku filmowym.

Zastanawiałem się, dlaczego Zarząd nie czekając na wyniki audytu, przeprowadzanego na mój wniosek przez biegłą sądową, posługuje się tymi anonimami. Jaki jest tego cel? Nie mieściło mi się w głowie, że można w tak nieprzemyślany sposób działać na niekorzyść Stowarzyszenia. I to w chwili, gdy w Sejmie trwają prace nad ustawą wprowadzającą tantiemy z internetu? – mówił Bromski w jednym z wywiadów.

Przy okazji pracy nad ustawą o kinematografii też trwał spór z dużymi korporacjami medialnymi. Stosowano różne formy nacisków, szerzony był czarny PR. Ale dziś wspominam to jako cywilizowaną walkę przeciwnych sobie stron. Po latach okazało się, że mieliśmy rację – Polski Instytut Sztuki Filmowej odmienił naszą kinematografię, a ci którzy go finansują (nadawcy, kina, platformy, dystrybutorzy) nie forsują już jego likwidacji – dodawał.

Bromski jest i zawsze był niezwykle skuteczny politycznie– podkreśla informator Dziennik.pl.

List w imię obrony zasad

Nie dziwi zatem, że mimo krążących w środowisku anonimów aż 426 członków SFP podpisuje otwarty apel do Bromskiego, aby wycofał swoją rezygnację i dokończył kadencję.

Pod inicjatywą podpisują się twórcy wszystkich profesji oraz producenci, m.in. Jerzy Hoffman, Sławomir Idziak, Jerzy Skolimowski, Marek Koterski, Ewa Wiśniewska, Filip Bajon, Jerzy Antczak, Grażyna Torbicka, Andrzej Bartkowiak, Anna Sheppard, Ewa Piaskowska, Roman Polański, Magdalena Dipont, Radosław Piwowarski, Daniel Olbrychski, Waldemar Pokromski, Dorota Lamparska, Arkadiusz Tomiak, Waldemar Krzystek, Jan Dworak, Mitja Okorn, Ewa Różewicz, Ks. Andrzej Luter, Witold Giersz, Feliks Falk, Jerzy Armata, Jacek Bławut.

"Z niedowierzaniem i konsternacją przyjęliśmy informację o Twojej planowanej rezygnacji z mandatu prezesa Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Nie rozumiemy i nie możemy zaakceptować tej decyzji. Wiemy, że walka o regulacje prawne dotyczące naszych tantiem z internetu spotkała się z działaniami wymierzonymi w SFP i bezpośrednio w Ciebie. Nasze Stowarzyszenie jest jedyną tak silną organizacją środowiskową, która w przeszłości wywalczyła dla nas tak wiele, a teraz ponownie podjęła działania, aby Polska nie była jedynym krajem na mapie Europy, w którym artyści nie dostają należnych im tantiem" – czytamy w liście.

"Wiemy, że światowe korporacje mają nieograniczone środki i wpływy polityczne, używają najdroższych lobbystów i agencje piarowe, aby tylko odsunąć w czasie obowiązki wynikające z dyrektywy UE. Czas pokazał, że Twoje starania i słuszne żądania Stowarzyszenia odniosły skutek. W ostatnich dniach Minister Kultury zobowiązał się do przywrócenia zapisów do projektu ustawy" – kontynuują członkowie SFP.

"Zapowiada się więc kolejny sukces nas wszystkich. Także Twój. Dlaczego więc mielibyśmy się zgadzać na Twoje odejście? SFP jest niezależną organizacją pozarządową. Żeby to osiągnąć, przeszliśmy długa drogę. Żadne partie polityczne, ani zewnętrzne instytucje i organizacje nie powinny ingerować w wewnętrzne sprawy naszego Stowarzyszenia. (…) Mamy nadzieję, że nasz głos wpłynie na zmianę Twojej decyzji" – czytamy.

Podpisałem list do Bromskiego, bo nie można na nikim wymusić rezygnacji. Powinien być uczciwy audyt i decydujemy my, członkowie Stowarzyszenia. Nigdy nikt, nawet najbardziej partyjny minister kultury ani Centralny Urząd Kinematografii, nie decydował, kto będzie naszym przewodniczącym – mówi Dziennik.pl reżyser i były członek Zarządu SFP Waldemar Krzystek ("Mała Moskwa").

Reżyser Waldemar Krzystek / PAP Archiwalny / Rafał Guz

Teraz mamy za obietnicę tantiem z internetu pozwolić na coś takiego? To jest bardzo zły precedens. I ja nie opowiadam się za żadną ze stron. Uważam, że jeżeli są jakieś zarzuty wobec Jacka – choć te plotki, które znam, są tak absurdalne, że trudno w nie uwierzyć – to po to jest walne zgromadzenie i te wszystkie procedury, jak sąd koleżeński. Tymczasem w mediach napotykam artykuły, w których Stowarzyszenie jest przedstawione jako jakaś półgangsterska organizacja, którą rządzą złodzieje. I to jest fatalne, bo patrzą na to nasi widzowie, patrzą na to politycy i myślą "E, teraz to już łatwo ich będzie rozegrać. Oni sami siebie osłabiają". Nie spotkałem się dotąd z żadnym konkretem – podkreśla Krzystek.

Jest to zatem list poparcia dla Jacka, ale w imię obrony zasad. Nie podzielam tego hunwejbinizmu – zastrzega.

Cena, którą warto zapłacić

Jacek Bromski długo zwlekał z reakcją na apel, jednak 6 czerwca wystosował list otwarty do członków Stowarzyszenia. Wyjaśnia w nim, że złożył rezygnację "wierząc, że to może przyśpieszyć korzystne dla nas działania legislacyjne, uspokoić emocje w środowisku i spowodować, że pojawią się kandydaci, w rękach których nasze Stowarzyszenie będzie miało zapewnioną dobrą przyszłość".

"Okazało się jednak, że pod górnolotnymi hasłami transparentności i uczciwości, zamiast rzetelnego audytu i analizy anonimowych zarzutów, zebrano je wszystkie i zamówiono za pieniądze SFP opinię w jednej z kancelarii prawnych, która miała je uwiarygodnić. Następnie szeroko rozpowszechniono treść tych anonimowych pomówień poza Stowarzyszenie. Niedługo potem okazało się, że główny inicjator tych działań – Grzegorz Łoszewski, z poparciem części Zarządu, kandydować ma na prezesa SFP! Znamienne jest, ze kandydat na prezesa zamiast prezentować swoje umiejętności i doświadczenie w kierowaniu dużą organizacją lub chociażby najmniejszym przedsiębiorstwem, zajmuje się obmawianiem potencjalnego kontrkandydata" – czytamy.

"Zobaczyłem tym samym, że moja rezygnacja na dzień Walnego Zjazdu tylko pogorszyła sytuację. Nieprzemyślane i niefortunne komunikaty Zarządu, posługiwanie się kuriozalną opinią prawną na podstawie anonimów i plotek, natychmiast spowodowały niedobre dla nas skutki – kina, multipleksy, a nawet sieci kin studyjnych, czując osłabienie Stowarzyszenia, podjęły kroki, żeby przestać wywiązywać się z obowiązku płacenia tantiem" – kontynuuje Bromski.

"Istnieje poważne niebezpieczeństwo, że jeżeli SFP/ZAPA w dalszym ciągu będzie osłabiać swoją pozycję w przestrzeni publicznej, w ślad za kinami pójdą inni. Ministerstwo Kultury już podjęło pierwsze kroki kontrolne. Przybywa też sceptyków w Sejmie w sprawie nowelizacji ustawy, nad którą pracowaliśmy tyle lat. Lobbyści z wielkimi pieniędzmi zacierają ręce i znakomicie wykorzystują wewnętrzne podziały w Stowarzyszeniu (…)", którego, zdaniem Bromskiego, zazdroszczą Polsce "filmowcy na całym świecie".

"Majątek trwały SFP to dzisiaj blisko 180 mln zł. Rocznie dokonujemy wypłat uprawnionym w wysokości ponad 200 mln zł. Sceptycy przez te lata pozakładali rozliczne organizacje, które mają szczytne cele, ale jak na razie nie mają większych sukcesów" – zauważa Bromski. Po czym pisze, że zdecydował się "dokończyć swoją kadencję, o ile zbliżający się Zjazd zgodzi się z moją decyzją".

"Nie możemy pozwolić, aby nasze Stowarzyszenie dostało się w nieodpowiednie ręce. Liczę się z tym, że po ogłoszeniu mojej decyzji nasilą się ataki moich przeciwników, ale to jest cena, którą warto zapłacić. W SFP trwa niezależny audyt, który przed Zjazdem wyjaśni anonimowe absurdalne zarzuty" – obiecuje Bromski.

Pokusa wykorzystywania stanowiska

Dziennik.pl dotarł jednak do nowego listu w tej sprawie, pochodzącego z 8 czerwca, tym razem rozsyłanego do członków Stowarzyszenia przez Zarząd.

W piśmie czytamy, że "źródłem napięć nie są rozgrywki personalne, jak sugeruje Prezes Jacek Bromski, a nieprawidłowości i nadużycia, których skala jest zatrważająca i które musimy rozliczyć. Wierzymy, że wybory 22 czerwca będą otwarciem nowego rozdziału w działalności SFP. Liczymy, że na czele Stowarzyszenia postawicie osobę, która będzie sprawować tę funkcję w sposób uczciwy i praworządny".

"W ciągu ostatnich miesięcy do Zarządu trafiały informacje o tak rażących naruszeniach w działaniu na rzecz SFP zarówno ze strony Prezesa, jak niektórych osób z nim współpracujących, że – darząc Jacka Bromskiego naszym pełnym zaufaniem – uznaliśmy początkowo te wiadomości za absurdalne ataki. Jednak zarzuty dotyczące zarówno mobbingu, jak i nadużyć finansowych o zaskakującej skali zaczęły się powtarzać. Były one przekazywane przez sygnalistów, których dane są obecnie utajnione ze względu na ich bezpieczeństwo (osoby te znane są części Zarządu z imienia i nazwiska). Ze względu na skalę i powagę doniesień, zmuszeni byliśmy podjąć kroki mające na celu sprawdzenie ich wiarygodności oraz ewentualne oczyszczenie osób, których dotyczą. Niestety, część informacji już została potwierdzona, a do potwierdzenia lub odrzucenia pozostałych konieczny jest dostęp do dokumentów SFP, do których Zarząd dostępu nie ma" – czytamy.

"Biorąc pod uwagę już potwierdzony fakt istnienia wielu nieprawidłowości, nie możemy traktować tych informacji wyłącznie jako pomówień. Muszą one zostać wyjaśnione. Prezes odmawia współpracy z Zarządem w tym zakresie, dyskredytując wszelkie zgłoszenia i powołując się na tzw. wyższe cele. Mamy świadomość stosowanej przez Jacka Bromskiego manipulacji. Nie zgadzamy się na taką postawę, a także na zablokowanie Zarządowi dostępu do kanałów komunikacji SFP, do dokumentów SFP i innych danych oraz na samodzielne powołanie przez Prezesa audytora" – pisze Zarząd.

Sygnatariusze listu podkreślają, że SFP "bardzo wiele zawdzięcza Jackowi Bromskiemu, nikt nie odbiera mu zasług w zbudowaniu silnej i prężnie działającej instytucji (…). W ciągu 28 lat na stanowisku Jacek Bromski wywalczył wiele zmian, z których wszyscy teraz korzystamy. Obawiamy się jednak, że będąc Prezesem przez tak wiele kadencji ulegał pokusie wykorzystywania swojego stanowiska dla osobistych korzyści".

Zarząd "z ulgą przyjął rezygnację" Prezesa. "Liczyliśmy, że jako członkowie SFP przestaniemy być zakładnikami Jacka Bromskiego, którego prywatne konflikty rzutują na wizerunek całego SFP. Rezygnacja okazała się pozorna. Nie chcemy być zakładnikami człowieka, który nie dotrzymuje obietnic".

W liście Zarząd uzasadnia także swoje większościowe poparcie dla Grzegorza Łoszewskiego. "Mamy świadomość, że gdyby ktoś inny z nas zgodził się kandydować na stanowisko prezesa, zostałby w ten sam bezpardonowy sposób zaatakowany przez Jacka Bromskiego. W ciągu dwóch lat pracy w Zarządzie Grzegorz dał się poznać jako człowiek dociekliwy, uczciwy, stanowczy i odważny (…)".

"Wiarygodność Stowarzyszenia opiera się na solidarności i transparentności. Niestety Prezes podejmował wiele decyzji bez informowania, konsultacji i zgody Zarządu. Czy tak wygląda demokracja? Czy chcemy dalej podporządkowywać się autorytarnym rządom jednostki?" – czytamy.

Daje do myślenia, że pod listem podpisali się wszyscy członkowie Zarządu wyjąwszy Bromskiego: Karolina Bielawska, Kinga Dębska, Michał Kwieciński, Janusz Gauer, Katarzyna Klimkiewicz, Grzegorz Łoszewski, Juliusz Machulski, Anna Mroczek, Alek Pietrzak, Allan Starski, Michał Szcześniak i Nikodem Wołk-Łaniewski.

Wezwanie do przeprosin Bromskiego

Na list Zarządu zareagowali z kolei prawnicy Jacka Bromskiego. Dziennik.pl zdobył oficjalne wezwanie do zaniechania naruszeń dóbr osobistych datowane na 10 czerwca.

W piśmie czytamy, że list otwarty Zarządu zawiera "szereg nieprawdziwych informacji oraz insynuacji, które w sposób jednoznaczny poniżają Pana Jacka Bromskiego w opinii publicznej oraz narażają go na utratę zaufania potrzebnego do zajmowania stanowiska Prezesa SFP, a w rezultacie zniesławiają Pana Jacka Bromskiego oraz naruszają jego dobra osobiste".

W związku z tym pełnomocnicy Jacka Bromskiego wzywają wszystkich sygnatariuszy listu do wystosowania publicznych przeprosin pod adresem Prezesa w terminie trzech dni od daty otrzymania wezwania.

Wezwanie do zaniechania naruszeń dóbr osobistych Jacka Bromskiego
pobierz plik

Praktyki Michnika i Wildsteina

Kiedy zakładaliśmy Stowarzyszenie, to jeżeli były jakieś zarzuty w stosunku do kogokolwiek, stawiało się je publicznie i rozstrzygał Zjazd. Niezależnie od tego, co jest prawdą, a co nie, nie wolno doprowadzać do sytuacji, w których człowiek czuje się zaszczuty. Nie pochwalam potajemnych nagrań, które wprowadził Adam Michnik, nie pochwalam wynoszenia czy kradzieży tajnych akt, czego dokonał pan Wildstein i za co dostał najwyższe polskie odznaczenie. Uważam, że trzeba mówić otwarcie. Cała ta afera wynikła w zakulisowy sposób, co jest sprzeczne z moim poczuciem etyki – mówi w rozmowie z Dziennik.pl honorowy Prezes SFP Jerzy Hoffman.

Warszawa, 17.12.2015. Reżyser, scenarzysta i producent Jerzy Hoffman odbiera z rąk prezesa SFP Jacka Bromskiego Nagrodę Specjalną Stowarzyszenia Filmowców Polskich / PAP Archiwalny / Marcin Obara

Przez lata były różne ataki na Stowarzyszenie, różne potworne sytuacje zewnętrzne, ale Stowarzyszenie na zewnątrz zawsze występowało jako jedna pięść, która walczyła z konsekwencjami stanu wojennego, w obronie naszych kolegów. Myśmy tyle zamachów przetrwali. Stowarzyszenie było strasznie rozbite. Bo przecież były zespoły partyjne, były zespoły Andrzeja Wajdy i Krzysztofa Zanussiego. Ale wobec zagrożenia wszyscy mówili jednym głosem – akcentuje Waldemar Krzystek.

Inne stowarzyszenia artystyczne były rozwiązywane, a nasze ocalało. Ale ocalało dlaczego? Nigdy nie pozwoliliśmy, żeby politycy wtrącali się i urządzali nam wewnętrzną sytuację w stowarzyszeniu. Teraz coś takiego się stało, niestety – dodaje reżyser.

Według Krzystka potencjalne "rozstanie z Jackiem nie może się odbyć w atmosferze pomówień i niepopartych faktami oskarżeń". Zróbmy to tak, żeby to było eleganckie. Demokratyczne. A nie poprzez opluwanie.

Podobnego zdania jest informator Dziennik.pl, który zwraca uwagę, że jeśli Bromski by nie wystartował i wybrano by Łoszewskiego, to pozostawiłoby bardzo złe wspomnienia po Prezesie, który "tak bardzo się zasłużył SFP i tak zwyczajnie po ludzku powinien odejść z należnymi honorami i fanfarami".

Nie ma co się oszukiwać, że Stowarzyszenie w kształcie, w jakim istnieje, zostało stworzone przez Prezesa Bromskiego. Pozycja finansowa i pozycja tantiemowa, to wszystko może się zmienić, bo telewizje, kina, "kablarze" szukają tylko pretekstu, żeby nie płacić tantiem. To się może skończyć nawet kryzysem finansowym – zauważa w rozmowie z Dziennik.pl współtwórca ZAPA i jej pierwszy dyrektor, emerytowany już Ryszard Kirejczyk, z wykształcenia prawnik.

Warszawa, 18.12.2018. Laureat nagrody, pierwszy dyrektor Związku Autorów i Producentów Audiowizualnych (ZAPA) Ryszard Kirejczyk i prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich Jacek Bromski podczas gali przyznania Nagród Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Wyróżnienia przyznawane są przez Zarząd Stowarzyszenia filmowcom, których praca przyczyniła się w wyjątkowy sposób do rozwoju polskiej kinematografii / PAP Archiwalny / Jacek Turczyk

Bromski przejął stowarzyszenie biedne, niemające nic, które w tej chwili jest potężną i bardzo bogatą organizacją. Gdy myśmy zakładali stowarzyszenie, wszystkie nasze funkcje były honorowe. Dziś tak nie jest, być może dlatego, że w grę wchodzi odpowiedzialność za duży majątek. Uważam, że do kolejnego walnego zjazdu prezesem na pewno powinien być Bromski, sytuacja nie jest jeszcze polityczna, na szczęście dożyłem przejęcia władzy przez Koalicję Obywatelską, ale czekają nas jeszcze różne rzeczy i z zewnątrz, i w środku, i czeka nas jeszcze walka o tantiemy – i to powinien robić człowiek, który ma swoje doświadczenie, a nie ten, który będzie się uczył wszystkiego na nowo – spostrzega Jerzy Hoffman.

Pamiętam, że jak wybieraliśmy przewodniczącego, to nigdy nie był to tzw. no-name. To był zawsze ktoś znany, ktoś z branży, kto się cieszył powszechnym autorytetem i był w związku z tym partnerem również dla władz. To jest oczywista wartość – zgadza się Krzystek.

Dryg społeczny Smoczyńskiej

W środowisku pojawia się jednak niemało głosów, że we władzach Stowarzyszenia wypadałoby wreszcie zwyczajnie przewietrzyć, dopuścić do głosu przedstawicieli młodego pokolenia filmowców.

Zdaniem Krzystka jest tylko taki problem, że w przypadku młodych twórców "pada strasznie dużo pięknych słów", za którymi nie idą czyny.

Przychodzi czas konkretnej pracy i młodsi koledzy wracają do robienia filmów. I ja ich rozumiem – w końcu są teraz w swoim najlepszym okresie artystycznym. Tak powinno być. Jednak w związku z tym trudno ich namówić na poświęcenie czasu na działalność społeczną. Pomijając obecny smród, który towarzyszy wyborom – dopowiada reżyser.

Mimo to, według informacji Dziennik.pl, sam Jacek Bromski ma bardzo liczyć na to, że w wyborach za dwa lata wystartuje z powodzeniem ktoś z młodego pokolenia filmowców, jak choćby szeroko nagradzani Piotr Domalewski ("Hiacynt") czy Agnieszka Smoczyńska ("Silent Twins").

Szkoda, że tak te sprawy się toczą, bo gdyby nie było tych konfliktów, to do wyborów już teraz zgłosiłaby się Smoczyńska – twierdzi źródło Dziennik.pl. Ona potrafi rozmawiać z politykami, z osobami młodszymi i starszymi, i ma w sobie dryg społeczny. Byłaby wspaniałym szefem SFP. Ale ani ona, ani nikt inny sensowny nie wystartował, bo nikt nie chce brać udziału w tym, co się tam teraz dzieje – dodaje.

Gdynia, 17.09.2022. Laureatka Złotych Lwów za film "The Silent Twins" Agnieszka Smoczyńska na gali zakończenia 47. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni / PAP Archiwalny / Adam Warżawa

Polityka się tutaj wdała. Jest grupa ludzi, którzy wspierając tę opozycję demokratyczną, czując satysfakcję na kanwie wyborów, postanowiła wziąć wszystko– konkluduje informator Dziennik.pl.

Dynamika zdarzeń jest bardzo duża. Do sprawy będziemy wracać.