Robert De Niro gra włoskiego imigranta, który nie zamierza pozwolić swojemu synowi wżenić się w niesprawdzoną rodzinę. Gdy syn oznajmia, że jego uczucia względem pewnej dziewczyny są poważne, ojciec wprasza się do domku letniskowego jej rodziny. O tym opowiada "Wszystko o moim starym", komedia, w której zderzają się klasy społeczne i etykiety. W rolę bogatego synalka wciela się komik Anders Holm, który opowiedział nam o pracy z Robertem De Niro i ryzyku robienia komedii.
Artur Zaborski: Co cię zachęciło do udziału w filmie "Wszystko o moim starym"?
Anders Holm: Świetny scenariusz i Robert De Niro w obsadzie - to były moje największe wabiki.
Jaki jest De Niro?
To bardzo wspierający, ciepły człowiek. Gra na zespół, nie koncentruje się na sobie, tylko zachęca innych do tego, żeby dali z siebie wszystko. On ma w sobie coś takiego, że jak stajesz obok niego na planie, to nie tyle chcesz dać z siebie wszystko, co podskoczyć kolejny poziom wyżej. Bardzo podoba mi się jego poczucie humoru, on dużo żartuje. Ale nie opowiada dowcipów typu: "Facet wchodzi do baru i…", tylko reaguje na sytuacje, które się aktualnie dzieją.
Wiele osób twierdzi, że dzisiaj trzeba bardzo uważać z żartami, bo ludzie czują się urażeni bardzo szybko. Zgadzasz się z tym?
Robię w komedii już prawie dwadzieścia lat i przez ten czas nie zmieniłem swojego podejścia do żartów. Pozwalam sobie na to, co pozwalałem sobie na początku mojej drogi zawodowej. Myślę, że to nie jest kwestia tego, że staliśmy się bardziej wyczuleni na humor w ogóle, tylko tego, że przestaliśmy tolerować żarty, które bawią jednych kosztem drugich. Ktoś kiedyś stwierdził, że taki humor jest dobry, ale społeczeństwo zorientowało się, że wcale tak nie jest. W naszym filmie dużo żartujemy z imigrantów, bogaczy czy rodziny. Nasz humor jest ostry, ale nie ma na celu, żeby kogokolwiek obrazić czy żeby komuś ubliżyć. Na upartego można byłoby się pewnie doczepić do któregoś z naszych żartów, ale byłoby to wbrew naszym intencjom i wbrew wydźwiękowi filmu.
Jesteś komikiem, współpracowałeś z Comedy Central, wystąpiłeś w słynącym z niepoprawności filmie Setha Rogena "Sausage Party". Wydaje się, że nie masz tematów, z których bałbyś się żartować. A może się mylę?
Na pewno nikt nie powinien żartować z rozmiaru mojego penisa. Wszystko inne jest dozwolone. We "Wszystko o moim starym" żartujemy sobie z włoskich imigrantów w Ameryce. Scenariusz napisał Sebastian Maniscalco, który wychował się we włoskiej rodzinie, a jego ojciec przybył do USA z Sycylii. On doskonale wie, o czym opowiada, bo to jest jego prywatne doświadczenie. To jego własna historia. I jeżeli on wskazuje na elementy humorystyczne w tym, co przeżył, to nie znaczy, że muszą one bawić wszystkich Amerykanów włoskiego pochodzenia. Oni nawet nie muszą się w nich przejrzeć. Ale jeśli ktoś będzie robił dym, bo poczuje się obrażony, że to, co pokazujemy na ekranie, nie obrazuje tego, co ta urażona osoba przeżyła, to jest kompletnie bez sensu. Bo Sebastian to przeżył i to jest jego perspektywa.
Ty w filmie wcielasz się w bananowego chłopca, który pomnaża i tak już imponujący majątek rodzica. Twój bohater bywa strasznie wkurzający, ale nie pozwalasz, żeby widz go potępił.
Wymyślił go sobie jako osobę ogromnie niepewną siebie, która tę niepewność próbuje sobie rekompensować czymś innym. To jest facet, który w towarzystwie innych osób zdejmie z siebie koszulkę i będzie się polewał po klacie piwem z puszki, by w ten sposób zamaskować to, że czuje się bardzo samotny i nie ma prawdziwych przyjaciół. Niepewność siebie ma w sobie duży potencjał komediowy. Ludzie są w stanie robić naprawdę głupie rzeczy, żeby odwrócić uwagę od tego, co ich trapi. Tak jest w przypadku mojego bohatera, który ukrywa przed światem to, że marzy, żeby jego ojciec go pochwalił i uznał za kogoś tak przedsiębiorczego, jak on sam. I ta jego strategia przynosi efekty - ludzie myślą, że jest fajnym, wyluzowanym gościem, a w nim aż się gotuje ze strachu.
W filmie twoja filmowa matka potajemnie kupuje dzieła sztuki twojej filmowej siostry, żeby w ten sposób pomóc jej wypłynąć. Co o tym sądzisz? Czy według ciebie to właściwa metoda wspierania potomstwa?
Moim zdaniem nie można wyręczać dzieci we wszystkim. Misie same muszą się nauczyć zdobywać pożywienie. A jak je cały czas dostają i przychodzą na gotowe, to się nie nauczą. Lepiej, żeby chwilę były głodne, a potem się do sprawy właściwie zabrały, niż żeby pozostały bez tej możliwości. Tak patrzę na rodzicielstwo. Jeśli obrazy mojej filmowej siostry nie sprzedają się, to może powinna zmienić kuratora albo przestać malować w ogóle? Ważne jest, żeby robić swoje i uczyć się na błędach i żeby pozwalać robić swoje i uczyć się na błędach innym.
Tematem filmu jest związek międzyklasowy dziewczyny z bogatego domu i chłopaka o robotniczym pochodzeniu. Czy twoim zdaniem miłość może pokonać ograniczenia klasowe?
To trudne, ale możliwe. Myślę, że wciąż jest wiele przypadków bogaczy, którzy chcą się okopywać pośród towarzystwa z podobnego szczebla drabiny społecznej co oni sami. Z drugiej strony są też osoby, które odrzuca myśl o tym, że mogłyby się spotykać z kimś, dla kogo pieniądze mają duże znaczenie. Myślę jednak, że jeśli spotykają się dwie osoby, które mają różne pochodzenie ekonomiczne, ale wspólne wartości albo cieszą się z tych samych rzeczy, wtedy są w stanie coś razem zbudować, mimo że są z innych światów.
A jak ty jako aktor czułeś się w świecie współczesnej arystokracji?
Czułem, że pasuję tam idealnie, więc jeśli ktoś chciałby mi podarować jakiś majątek, jestem na to bardzo otwarty. Bardzo ciekawy był dla mnie wątek manier, jakie ta moja filmowa rodzina posiada. One zostały kiedyś wymyślone właśnie po to, żeby dało się od razu poznać, z jakiej jest się klasy społecznej. Jeśli zachowujesz się w określony sposób, to znaczy, że jesteś bogaty. Mnie to nie do końca pasuje. Wolałbym raczej otworzyć z kumplami ranczo i grabić siano, niż musieć się zachowywać w taki sztywniacki sposób. W filmie jest scena w restauracji, gdzie jest mnóstwo widelców, a mój bohater doskonale wie, którego trzeba użyć do jakiej potrawy. No, ale jeśli złamać tę regułę, to nic się nie stanie dla nikogo poza jego rodziną, dla której to coś znaczy. Nikogo innego to nie obchodzi.
Na ekranie bardzo profesjonalnie wypadasz w scenach gry w tenisa. Magia kina czy faktycznie dobrze posługujesz się rakietą?
Grałem jako dziecko z moim bratem, który teraz jest profesjonalnym tenisistą. Dużo razem ćwiczyliśmy. Braliśmy nawet udział w zawodach - kiedyś dotarliśmy do finału meczów stanowych. Grałem do trzynastego roku życia, a potem zająłem się innymi rzeczami.
"Wszystko o moim starym" w polskich kinach od 23 czerwca.