Tadeusz Łomnicki urodził się 18 sierpnia 1927 r. w Podhajcach koło Lwowa. Po ukończeniu gimnazjum w Dębicy przeniósł się do Krakowa, gdzie pracował w banku i na kolei. W Krakowie podjął swoje pierwsze próby literackie. Pisał wiersze i nowele. Uczył się gry na skrzypcach.

Reklama

W czasie wojny należał do Szarych Szeregów, działał w Armii Krajowej. Po zakończeniu działań wojennych zdał do Studia Teatralnego przy krakowskim Starym Teatrze, gdzie zadebiutował epizodem w "Mężu doskonałym" Zawieyskiego. Jego pierwsza większa rola to Włodek w "Teorii Einsteina" Cwojdzińskiego.

Od sezonu 1946/47 występował w Teatrze Śląskim w Katowicach, gdzie odniósł wielki sukces jako Franio w "Szczęściu Frania" Perzyńskiego i Puk w "Śnie nocy letniej" Szekspira (za tę rolę został wyróżniony na festiwalu szekspirowskim w Warszawie). W latach 1947-1949 grał w krakowskim Teatrze Słowackiego.

Zachwycał i szokował

W 1949 r. przeniósł się do Warszawy, gdzie został zaangażowany przez Erwina Axera do Teatru Współczesnego. "Łomnicki zachwycał i szokował reżyserów ekscentrycznymi zagraniami, tryskał pomysłami, wprowadzał dziesiątki oryginalnych, efektownych etiud" – wspominał Axer.

Reklama

We Współczesnym pozostał do 1974 r. Do jego największych ról z tego czasu zalicza się Orestesa w "Ifigenii w Taurydzie" Goethego, Artura Ui w "Karierze Artura Ui" Brechta, Łatkę w "Dożywociu" Fredry, Edgara w "Play Strindberg" Dürrenmatta i Nikitę w "Potędze ciemności" Tołstoja.

W 1951 r. Łomnicki zapisał się do PZPR. Początkowo ze względu na akowską przeszłość, której aktor zresztą nie ukrywał, odmawiano mu zgody na wstąpienie do partii. Rok później trafił do zespołu Teatru Narodowego. W 1954 r. ukończył studia na Wydziale Reżyserii warszawskiej PWST. W tym czasie zaczęła się także jego kariera filmowa. W 1954 r. zagrał w "Piątce z ulicy Barskiej" Aleksandra Forda, a rok później uznanie krytyków zyskał rolą w filmie Andrzeja Wajdy "Pokolenie".

Reklama

"Gdy zaczynałem pracę nad +Pokoleniem+, nie miałem pojęcia o pracy z aktorem. Łomnicki dał mi zaraz na początku kariery szansę uzupełnienia mego wykształcenia. Przychodząc na plan, przeprowadził najpierw analizę postaci i wyznaczył poszczególne etapy rozwoju. Miał dar przewidywania zakończenia, będącego dramaturgiczną konsekwencją całości" – wspominał Wajda. Reżyser określał go jako "mistrza wiedzy i aktorskiej samoświadomości".

Znani reżyserzy na drodze

Kariera filmowa Łomnickiego nabierała tempa. Sięgali po niego kolejni uznani reżyserzy. Grał m.in. w "Eroice" Andrzeja Munka (1958), "Ósmym dniu tygodnia" Forda (1958), "Zamachu" Jerzego Passendorfera (1959), "Niewinnych czarodziejach" Wajdy (1960). Jednak dla wielu Polaków aktor na zawsze będzie niezapomnianym Michałem Wołodyjowskim, czyli "Małym Rycerzem", w "Panu Wołodyjowskim" i "Przygodach pana Michała" Jerzego Hoffmana (1969).

W 1969 r. objął funkcję prorektora PWST. "Był opiekunem mojego roku. Objaśniał nam Mickiewicza, którego mówiliśmy wierszem. Pamiętam, że bardzo pięknie od strony językowej przeanalizował balladę +Czaty+. Łomnicki był wielkim artystą, ale jednoczesnie ten wielki artysta potrafił do nas trafić, przekazać wiedzę. To, co robił z nami, było uskrzydlające" – wspomina w wypowiedzi dla PAP Anna Chodakowska, dziś aktorka Teatru Narodowego.

Pomimo wielu obowiązków Łomnicki nadal pojawiał się na dużym ekranie, kreując role w "Człowieku z marmuru" Wajdy (1976), "Tańczącym jastrzębiu"(1977) Grzegorza Królikiewicza, "Kontrakcie" (1980) Krzysztofa Zanussiego, "Przypadku" (1981, premiera - 1987) Krzysztofa Kieślowskiego.

Członek KC PZPR

W 1975 r. na VII Zjeździe PZPR został wybrany na członka KC. Cieszył się zaufaniem ówczesnych władz, dzięki czemu otrzymał możliwość stworzenia własnego teatru. Rok później rozpoczął działalność założony przez Łomnickiego Teatr Na Woli, w którym został dyrektorem. Najgłośniejszą wyreżyserowaną przez niego sztuką był dramat Różewicza "Do piachu" (1979). Spektakl wzbudził kontrowersje.

"Sztuka wydobywała wszystkie te elementy, które tak dobrze znaliśmy z propagandy antyakowskiej. Co gorsze, rzecz była zrobiona marnie jako spektakl teatralny, co jeszcze pogłębiało wrażenie kłamstwa" - mówił po latach Wajda w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej". Tadeusz Różewicz, którego nękano anonimami, poprosił Łomnickiego o zdjęcie sztuki.

W Teatrze Na Woli Łomnicki wykreował również m.in. Goyę w "Gdy rozum śpi" Vallejo, Bukarę w "Przedstawieniu +Hamleta+ we wsi Głucha Dolna" Brešana, tytułową rolę w "Fantazym" Słowackiego i Salieriego w "Amadeuszu" Shaffera (przedstawienie reżyserował Roman Polański i grał w nim Mozarta) – była to jego ostatnia rola na tej scenie. "Łomnicki gra szeroko, w niczym się nie krępuje, zmienia głos, używa wielu sposobów przekształcania sylwetki, wypełnia scenę i chowa się po kątach, ryczy na cały teatr i szepcze ledwo dosłyszalnie. A jednocześnie jego rola nie jest żadnym popisem, tylko bezlitosnym studiowaniem klęski człowieka, który przez zazdrość zaczął robić świństwa" – pisał o Salierim na łamach "Literatury" w 1981 r. Jan Kłossowicz.

Stworzone przez aktora charakterystyczne role dramatyczne i komediowe stały się popisem wirtuozowskiej techniki gry. Przykładem był Edgar w sztuce "Play Strindberg", który przez krytyków został uznany za jedną z najwspanialszych kreacji Łomnickiego.

Aktor grał także w Teatrze Telewizji, w którym współpracował m.in. z Zygmuntem Hübnerem (Czyczykow w "Martwych duszach" Gogola; Tartuffe w "Świętoszku" Moliera; Szczuka w "Popiele i diamencie" Andrzejewskiego). Zagrał tytułowego "Makbeta" Szekspira w reżyserii Wajdy. Był także Bohaterem w "Kartotece" Różewicza w reżyserii Konrada Swinarskiego. Ostatnią rolą w Teatrze TV był Icyk Sager w "Stalinie" Gastona Salvatore w reżyserii Kazimierza Kutza (1992).

Świadek na ślubie

"Był świadkiem na moim ślubie. Bardzo miło go wspominam. On mi wszedł głęboko do krwiobiegu. Ja co prawda nie mam autorytetów. Zawsze się buntowałam przeciwko temu, że ktoś ma być dla mnie wzorem. Można jednak powiedzieć, że Tadeusz nim był. Miał w sobie coś nieuchwytnie metafizycznego, co do mnie bardzo trafiało" – opowiada Anna Chodakowska.

W 1981 r. zrezygnował z prowadzenia teatru, w tym samym czasie zakończył również kadencję rektora PWST. Gdy wprowadzono stan wojenny, oddał legitymację partyjną. Dla aktora zaczął się wówczas trudny czas. Lata osiemdziesiąte nie były najlepszym okresem w jego życiu. Zagrał co prawda w "Ja, Feuerbach" Dorsta, "Komediancie" Bernharda, ale pod koniec dekady miał kłopoty ze znalezieniem pracy.

Aktor ciężko zachorował na serce. Kiedy Roman Polański dowiedział się o tym, zorganizował w Londynie operację, za którą zresztą także zapłacił. Łomnicki mieszkał później przez kilka miesięcy u niego w Paryżu. Na skutek operacji przez dwa lata nie grał.

"Grał niewiele, chorował, miał operację serca. Osobowość wymagająca i choleryczna, nie bardzo pasowała do charakteru ówczesnych teatrów. Łomnicki stał się trochę aktorem wędrownym, tułał się od teatru do teatru" – wspominał redaktor naczelny pisma "Dialog" Jacek Sieradzki.

W roku 1984 nawiązał współpracę z zespołem aktorskim warszawskiego Teatru Studio (gdzie wykreował m.in. swoją słynną rolę Krappa w "Ostatniej taśmie" Becketta w reżyserii Antoniego Libery, 1985; Teatr TV - 1989). Od roku 1988 występował nadal gościnnie w Teatrze Dramatycznym, Powszechnym i Współczesnym, nie będąc już związanym z żadną sceną na stałe.

"Miał w sobie rzadką +nieustanność+ skupienia się na istocie aktorskiego grania. Tam, gdzie inni dochodzili z wysiłkiem, on zaczynał. Grał wszystkim, z czego się składało jego ciało" – podkreślał Kazimierz Kutz.

W ostatnich miesiącach życia był całkowicie pochłonięty przygotowaniami do "Króla Leara" Szekspira. W Warszawie nie był w stanie namówić nikogo na realizację tej sztuki (choć prowadził negocjacje m.in. z Jerzym Grzegorzewskim). Rolę Leara w końcu miał zagrać u Eugeniusza Korina, ówczesnego dyrektora Teatru Nowego w Poznaniu. "Uważam, że Grecy wymyślili teatr po to, by Łomnicki mógł zagrać Leara" – mówił wtedy reżyser.

Premierę przewidziano na 29 lutego - w wyjątkowy dzień, który zdarza się raz na cztery lata. Łomnicki chciał, by był to prezent dla jego żony Marii Bojarskiej, gdyż właśnie w tym dniu wypadała rocznica ich ślubu. "Podczas próby 22 lutego był skupiony, z nikim nie rozmawiał. Ostatnie słowa, które wypowiedział jako Lear, brzmiały: +Więc jakieś życie świta przede mną! Dalej! Łapmy je, pędźmy za nim! Biegiem, biegiem!+. Wypadł za kulisy i upadł" – opowiadał Korin.

"Był omnipotentny, w każdej roli nie do poznania. Przemieniał się. To było niezwykłe. Było wielu fenomenalnych aktorów, ale takiej transformacji nie widziałam u nikogo. Myślę, że Łomnicki to największy polski aktor. Sięgając dalej, mogę porównać go do Anthony'ego Hopkinsa, z którym Tadeusz miał pewien wspólny żywioł. Może jeszcze do Roberta De Niro" – wyznaje Anna Chodakowska.

Tadeusz Łomnicki zmarł 22 lutego 1992 r. Po jego śmierci Jan Kott napisał, że "odszedł jeden z największych aktorów w jego pokoleniu. I w Polsce, i na świecie". Gustaw Holoubek zaś dodał, iż Łomnicki to "dziedzic najchlubniejszych zawodowych obyczajów, wzór postępowania w sztuce".

Łomnicki był m.in. laureatem Nagrody im. Boya-Żeleńskiego (1963) za rolę Artura Ui w Teatrze Współczesnym w Warszawie; dwukrotnym laureatem Nagrody im. Zelwerowicza – przyznawanej przez redakcję miesięcznika "Teatr".

Jego imieniem w 1996 r. nazwano warszawski Teatr Na Woli, a w 2002 r. Teatr Nowy w Poznaniu. W 1998 r. w ankiecie tygodnika "Polityka" czytelnicy uznali go za największego polskiego aktora XX wieku.