Pod względem prestiżowym to największy sukces Polańskiego. Był odnowieniem gatunku filmu noir, czyli czarnego filmu, kryminału, szczególnie popularnego w latach 40. To jedno z arcydzieł kina. Myślę, że najlepszy film Polańskiego – ocenił w rozmowie z PAP Oleszczyk.
Zdaniem krytyka filmowego Konrada J. Zarębskiego „Chinatown” Polańskiego jest „filmem o tyle niezwykłym, pasującym do kanonu gatunku czarnego kina, że około 30 lat po zmierzchu tego gatunku, uważany jest za jeden z najdoskonalszych filmów tego typu kina".
Czarny film jest konstrukcją mówienia o sprawach społecznych. Atrakcyjną z uwagi na wpisaną intrygę kryminalną – wyjaśnił Zarębski.
W latach 70. w kinie amerykańskim pojawiają się filmy będące powrotem do koncepcji kina noir w nowoczesnej odsłonie. Wymienić tu można takie dzieła, jak "Brudny Harry" (1971) reżyserii Dona Siegela, w którym w rolę detektywa Harry'ego Callahana wciela się rewelacyjny Clint Eastwood. "Taksówkarz" (1976) Martina Scorsese z Robertem De Niro. Na podstawie prozy Chandlera nakręcono film "Żegnaj, laleczko" (1975) Dicka Richardsa z Robertem Mitchumem jako detektywem Philipem Marlowe. Filmem w iście chandlerowskim stylu jest również "Chinatown" Polańskiego. Tutaj w rolę prywatnego detektywa Jake'a Gittesa, wplątanego w polityczno - biznesową intrygę, wciela się Jack Nicholson. Na ekranie partneruje mu Faye Dunaway, czyli femme fatale Evelyn Cross Mulwray. Co ciekawe i wymowne Polański w roli obszarnika Noaha Crossa obsadził reżysera "Sokoła maltańskiego" Johna Hustona.
Polański zaprezentował niezwykle nowoczesne podejście, ponieważ nakręcił film w kolorze, na szerokim ekranie, w bardzo nowoczesny sposób, z drugiej zaś strony zachował wszelkie elementy tego gatunku, prywatnego detektywa i zepsuty świat z powieści Raymonda Chandlera – zwraca uwagę Oleszczyk.
Filmoznawca pytany przez PAP, czy uważa kino amerykańskie lat 70. za najlepszy okres w historii kina, odpowiedział: - Najkrócej mówiąc tak. Cały okres między 1967 a 1980 r., czyli między premierą "Bonnie i Clyde" Arthura Penna i "Wrót niebios" Michaela Cimino, to najlepszy okres w historii kina amerykańskiego. I rozwijając swoją wypowiedź dodaje: - Wtedy wielu młodych reżyserów dostało do ręki bardzo duże pieniądze, towarzyszyło im wielu mądrych, młodych producentów. Ale ten okres się już nie powtórzy, bo już nigdy tak wielkie pieniądze nie będą w rękach tak wielu eksperymentatorów naraz.
Nieco inną optykę przedstawił Zarębski, który ocenił, że "każda dekada ma swoje niezwykłe dokonania”. - Za złote lata Hollywood uważa się lata 30., wraz z momentem nadejścia dźwięku, kiedy to kino zaczęło pokazywać świat inaczej, pełniej. Nowe Kino amerykańskie lat 70. to okres, który trwa do dzisiaj. Wówczas jednak powstawały kanony gatunkowe, począwszy od kina sensacyjnego, przez antywestern, który był rozwinięciem spaghetti westernu Sergio Leone i komedie erotyczne, zamieniające się w komedie romantyczne – wskazał. Dodał, że "wtedy również rodziła się nowa fantastyka z +Gwiezdnymi wojnami+, a także film wojenny, który jest jednocześnie komentarzem historyczno-politycznym, a nie tylko przypominaniem bohaterstwa".
Zarębski porusza także kwestię tzw. Kodeksu Haysa. Spisany w USA doby lat 30. konserwatywny kodeks zabraniał pokazywania w filmach szeregu scen, począwszy od nagości, poprzez seks pozamałżeński czy homoseksualizm. W myśl zapisów kodeksowych promowana miała być rodzina i małżeństwo, a zdrada potępiana. Jednocześnie dopuszczał pokazywanie w filmach scen gwałtu mężczyzny na kobiecie. Wielu twórców stosowało się do tych obostrzeń aż do lat 60., kiedy to na skutek rewolucji społecznej w USA odrzucono taki rodzaj autocenzury. Krytyk zauważa jednak, że "gdyby nie Kodeks Haysa, to nie byłoby metafory, a bez metafory nie ma sztuki".
"Chinatown" jest natomiast sztuką filmową najwyższej próby. Został nominowany do Oscara przez Amerykańską Akademię Filmową w aż w 11 kategoriach. Swoje nominacje dostali m.in Jacka Nicholson i Faye Dunaway, a także sam Polański. Zdobył jednak tylko jednego Oscara. Za najlepszy scenariusz statuetkę otrzymał Robert Towne. Warto jednak zauważyć, że Oscara za najlepszy film roku 1974 dostał w 1975 "Ojciec chrzestny II" z Alem Pacino w również nagrodzonej Oscarem roli Michaela Corleone. Oprócz wspomnianego Oscara za najlepszy scenariusz "Chinatown" zgarnął 4 Złote Globy i 3 nagrody BAFTA. Amerykański Instytut Filmowy umieścił w 1998 r. dzieło Polańskiego na 19. miejscu na "Liście 100 najlepszych amerykańskich filmów wszech czasów". Zaś w 2001 r. znalazł się na 16. miejscu na "Liście 100 najlepszych amerykańskich thrillerów wszech czasów". W 2008 r. film zajął 2. miejsce na "Liście 10 najlepszych filmów w 10 klasycznych gatunkach filmowych", w kategorii dreszczowiec. W roku 2011 Amerykańska Gildia Scenarzystów wyróżniła Roberta Towne'a 3. miejscem na "Liście 101 najlepszych scenariuszy wszech czasów". Film Romana Polańskiego jest więc nieustannie doceniany i jego wartość artystyczna nie traci na znaczeniu.
W Polsce film wszedł na ekrany 31 grudnia 1974 r. Jerzy Płażewski pisał w magazynie "Kino", że Polański "zrobił swój film dziś, nie w latach 30., nie podziela więc prostodusznego optymizmu poprzedników co do roli dzielnego indywidualisty. Ale zarazem cofnął akcję o lat czterdzieści, by wiarygodnie doprowadzić bohatera do samotnego starcia z potęgą odrażającego posiadacza. (…) Nicholson jest pod początku dwuznacznym protagonistą dwuznacznej walki o sprawiedliwość".
Zarębski, pytany przez PAP o ocenę roli Nicholsona powiedział, że "+Chinatown+ to świadomość tego, co mogę i świadomość tego, że mogę więcej”. - Samo zaznaczenie, że mogę więcej, jest wystarczające. Nicholson najciekawszy był w swoich pierwszych filmach na początku lat 70. Mniej więcej od "Pięć łatwych utworów" (1970), do "Lot nad kukułczym gniazdem" (1975). Wtedy to budował swoje emploi, niezwykłość i pozycję w świecie aktorskim – zauważył krytyk. Tymczasem Oleszczyk w rozmowie z PAP mówi o odtwórcy głównej postaci: "Polański dał Nicholsonowi jedną z najlepszych ról".
"Chinatown" to jednak nie tylko znakomite kino lat 70., oparte na filmie noir, nawiązującym do Chandlerowskich kryminałów i trudnej historii Stanów Zjednoczonych. Nie tylko znakomite role aktorskie, wiele nagród i nominacji. To także Roman Polański, czyli reżyser, który na każdym filmie odciska swoje charakterystyczne piętno. Zarębski w rozmowie z PAP stwierdza: - Trudno jest powiedzieć czy występująca w twórczości Polańskiego skłonność do makabry jest kwestią charakterologiczną, czy też wynikiem wszystkich przeżyć, począwszy od Holokaustu. Sam reżyser pytany w jednym z wywiadów o swoje dzieciństwo wyznał, że najbardziej bolało go bycie sierotą. Dodając, że głód, niewygoda i zimno były drugorzędne. "Najbardziej cierpiałem z powodu braku moich rodziców"- wspominał Polański.
Zarębski wyznał, że w latach 70., kiedy wybuchł skandal obyczajowy z Polańskim, "można było usłyszeć głosy, jakoby sprawa została rozdmuchana, by przegnać Polańskiego z Hollywood, ponieważ okazując się zbyt amerykański, zbyt doskonały w realizacji swoich filmów, zagrażał nowemu Hollywood, które wówczas się rozwijało". Dodał, że "trudno jest powiedzieć, na ile te spekulacje są uzasadnione oraz czy sprawa ta była rzetelnie prowadzona".
Z kolei Oleszczyk powiedział, że "Polański zdobył Hollywood i musiał je opuścić. Nie może tam fizycznie wrócić. Po latach dostanie Oscara za reżyserię +Pianisty+, co będzie symbolicznym gestem".