Jeśli ktokolwiek - mimo niedawnych nagród dla Małgorzaty Szumowskiej i Pawła Pawlikowskiego - ma jeszcze wątpliwości na temat kondycji polskiego kina, niech spojrzy na konkursową listę festiwalu Młodzi i Film. O uznanie jury walczą m.in. “Wieża. Jasny dzień” Jagody Szelc, “Atak paniki” Pawła Maślony, “Serce miłości” Łukasza Rondudy i “Photon” Normana Leto. Każdy z osobna zasługuje na wyróżnienie. A przecież zbierająca wszystkie możliwe nagrody “Cicha noc” Piotra Domalewskiego - również ubiegłoroczny debiut - pokazywana jest poza konkursem, być może, by dać szansę innym znakomitym filmom.
Na szczęście dla równowagi jest “Reakcja łańcuchowa”, która przemknęła przez kina pod koniec ubiegłego roku niemal niezauważenie. Pełnometrażowy debiut Jakuba Pączka łatwo zbyć wzruszeniem ramion, kpiąc z jego niezamierzonego komizmu, natrętnej symboliki i atomowej - dosłownie - metaforyki, która w pokoleniu Czarnobyla (czyli dzisiejszych trzydziestolatków) każe widzieć pokolenie stracone. A jednak udało się tu wcisnąć kilka interesujących obserwacji, choć zostały zdominowane przez banalne dialogi i wątłą intrygę kryminalną. Pączek patrzy na swoich rówieśników - zagubionych, niepewnych, egoistycznych - bardzo krytycznie, a zarazem śmiertelnie poważnie. “Reakcję łańcuchową” być może uratowałby jakiś dystans do opowiadanej historii, solidna dawka czarnego humoru, ale ten sprowadza się tu do jakże brawurowego pomysłu, by serwis z pornografią nazwać Pizdzielec.com. Tymczasem Pączek czuje filmową materię, udowodnił to wielokrotnie nagradzanym krótkometrażowym “128. szczurem”. Teraz miał wielkie ambicje, lecz jak się okazało, niewiele do przekazania.
Za to niemal wcale nie starzeją się diagnozy stawiane przez Marka Koterskiego, bohatera koszalińskiej retrospektywy. “Życie wewnętrzne” zrealizował ponad 30 lat temu, ale stworzony przez niego portret zgorzkniałego, sfrustrowanego Polaka - Miauczyńskiego wydaje się aktualny także dziś. Na dodatek ten film ogląda się niczym peerelowską odpowiedź na “Wieżowiec”J.G. Ballarda - tu również blok jest pułapką, determinującą zachowania bohaterów, wyzwalającą niskie instynkty (rzekomy wampir ekshibicjonista, czyhający na sąsiadki). Rytm życia nadaje tu symfonia irytujących dźwięków: wiecznie działającej pralki, sąsiedzkich hałasów, mlaskania, piłowania. Wszystko, co robią bohaterowie wydaje się pozbawione nie tylko znaczenia, ale w ogóle jakiegokolwiek sensu. Pogrążony w marazmie Miauczyński marzy tylko o rozwodzie, ale nie stać go nawet na to, by głośno to przyznać, potrafi jedynie znęcać się nad równie bierną co on żoną i uciekać w świat przaśnych erotycznych fantazji.
Bezlitosne kino Koterskiego nabiera czasem nieoczekiwanych znaczeń. Festiwalowy pokaz “Życia wewnętrznego” odbył się dzień po meczu Polski z Senegalem na mistrzostwach świata. Scena, w której Miauczyński mówi o piłce nożnej (co prawda klubowej) wydawała się wtedy wyjątkowo perfidnym komentarzem do rzeczywistości: “Po co nam ta wygrana? Żebyśmy ją roztrwonili? Lepiej od razu przegrać”.