Dyrektor festiwalu Thierry Fremaux zastanawiał się poważnie nad dwiema propozycjami, ale nie zostały skończone na czas. Ostatecznie w Cannes polskie kino reprezentuje sześć wydarzeń.

W niedzielę zainaugurował je otwierający sekcje Cannes Classics pokaz „Człowieka z żelazaAndrzeja Wajdy z udziałem samego Lecha Wałęsy oraz pracujących przy tym kultowym filmie Krystyny Jandy i Allana Starskiego. Po 36 latach od pokazu filmu, który w 1981 roku odebrał pierwszą polska Złotą Palmę na Croisette swoja obecność zaznaczyli m.in. Jerzy Skolimowski, Agnieszka Holland, Krzysztof Zanussi, Ryszard Bugajski a z młodszych Małgorzata Szumowska, Kuba Czekaj, Tomek Wasilewski. To nie przypadek, ze polska obecność w Cannes zamanifestowała wielopokoleniowa rodzina filmowców, składająca hołd zmarłemu w ubiegłym roku Mistrzowi Wajdzie. Jak podsumowała Agnieszka Holland "Kiedyś polskie kino miało władzę. Dziś władzy nie mamy, ale mamy dobre kino".

Reklama

Z czysto polskich produkcji w konkursie krótkich metraży o Kryształową Palme walczy "Koniec Widzenia" Grzegorza Mołdy, zrealizowany jako dyplom w Gdyńskiej Szkole Filmowej. Short Mołdy został wybrany do dziewiątki konkursowych filmów z (uwaga!) prawie 5000 propozycji z całego świata. To historia dziewczyny, córki właściciela warsztatu samochodowego, której chłopak trafia do więzienia za sprzedaż narkotyków. Z kolei 30 minutowy film Aleksandry Terpińskiej "Najpiękniejsze fajerwerki ever" trafiły do prestiżowej sekcji Tygodnia Krytyki. Film, który powstał w Studiu Munka opowiada o losach trójki młodych ludzi z wielkiego miasta, w których życie niespodziewanie wkracza wielka historia i polityka. Reżyserka nie ukrywa inspiracji "Przypadkiem" Krzysztofa Kieślowskiego oraz wydarzeniami na ukraińskim Majdanie.

W Director's Fornight premiera koprodukcji francusko-litewsko-ukraińsko-polskiej "Szron" w reż. Sharunasa Bartasa z udziałem Andrzeja Chyry i Vanessy Paradis. To historia wolontariuszy konwoju humanitarnego na Ukrainie, którzy doświadczają, czym jest życie w stanie wojny. Polecam gorąco ten film, kiedy trafi do polskich kin, bo dla fanów Andrzeja Chyry to będzie nowe odkrycie. Takiego image’u Chyry w polskim kinie jeszcze nie było. Nie zdradzając szczegółów powiem tylko, ze nasz aktor bardzo autentycznie wypada w roli reportera wojennego na Ukrainie, który w pewnym momencie nieoczekiwanie dla siebie samego pęka emocjonalnie. W sekcji ACID pokazana została polsko-izraelska koprodukcja "Scaffolding" w reż. Matana Yaira. Bohaterem jest 17-letni Asher, syn właściciela firmy zajmującej sie budowaniem rusztowań. Tragiczny wypadek zmienia życie bohatera i jego rodziny. Jednak największa, najbardziej znacząca polska obecność będzie miała miejsce ostatniego dnia festiwalu. Poza konkursem pokazany zostanie najnowszy film Romana Polańskiego "Prawdziwa historia", której scenariusz na podstawie powieści pod tym samym tytułem napisali wspólnie Roman Polański i Olivier Assayas. W opowieści o toksycznej przyjaźni dwóch kobiet zagrały Emmanuelle Seigner i Eva Green.

Kuba Czekaj otrzymał także Nagrodę ScripTeast im. Krzysztofa Kieślowskiego dla scenariusza, który powstał w Europie Wschodniej i Środkowej za projekt „Sorry, Polsko”. Tym razem znany z poruszających portretów dorastania młodych w "Baby Bumb" i „Królewiczu Olch”, reżyser koncentruje się na bohaterze 40-letnim i jest to satyra na temat tego co dzieje się w Polsce tu i teraz.

Polskie kino jest także obecne na targach canneńskich. Fragmenty animacji Mariusza Wilczyńskiego "Zabij to i wyjedź z tego miasta" pokazane zostały w ramach programu New Horizons Polish Days Goes to Cannes. Ten film, który ukończony zostanie w 2019 roku jest autobiograficzną impresją, reminiscencja obrazów z dzieciństwa reżysera, w których odżywa wspomnienie zmarłych rodziców i rodzinnej Łodzi. "Variety", jeden z największych magazynów filmowych na świecie zadedykował całą wkładkę Polish Cinema. Leo Barraclough rekomenduje branży światowej inne polskie tytuły, warte zobaczenia. A są to m.in "Twarz" Małgorzaty Szumowskiej, "Pomiędzy słowami" Urszuli Antoniak, "Gareth Jones" Agnieszki Holland, "Speedway" Doroty Kędzierzawskiej, "The Fuge" Agnieszki Smoczyńskiej czy "Cold war" Pawła Pawlikowskiego.

Festiwal powoli zbliża sie do końca. I robi się coraz bardziej ciekawie, gorąco, emocjonalnie. W środę najbardziej obleganym tytułem okazał się najnowszy film Sophii Coppoli Beguiled”. To remake starego filmu Don Siegela z 1971 „Oszukany” roku z Clintem Eastwoodem w roli żołnierza jankeskiego rannego w wojnie secesyjnej na Południu Stanów Zjednocznych Ameryki, który został uratowany i wzięty pod opiekę przez kobiety, prowadzące pensje dla dziewcząt. W filmie Coppoli tytułowy bohater przybiera postać Colina Farrela a w szefowa pensji wciela się Nicole Kidman. Punkt wyjścia nam Polakom przypomina początek „Wiernej rzekiStefana Żeromskiego. Jednak bohatera Farrela ostatecznie, mimo sceny dzikiego uniesienia miłosnego niewiele łączy z księciem Józefem Odrowążem a nauczycielkę francuskiego (w tej roli Kristen Dunst) z polska szlachcianka Salomea Brynicką. Cyniczny żołnierz rozbudza tłumioną seksualność wszystkich swoich opiekunek, uwodzi i wykorzystuje, spragnione mężczyzny, osamotnione kobiety a te nie pozostają mu dłużne, mszcząc się w okrutny sposób, przeobrażając ten kostiumowy dramat w miłosny thriller. Sofia Coppola przyznała, ze opowiedziała te historię z kobiecego punktu widzenia. Tak jak w „Pomiędzy słowami” po raz kolejny Coppola udowodniła, ze jest mistrzynią ekspresji pozawerbalnej, zagęszczania sytuacji, stopniowania napięcia miedzy kobietami walczącego o względy mężczyzny. Jednocześnie w sytuacji ekstremalnej nad indywidualnymi pragnieniami zwycięża kobieca solidarność porzuconych. Choć zdaniem męskich tradycjonalistów to pyrrusowe zwycięstwo a filmowi Coppoli łatwo zarzucić symboliczna kastracje męskiego rodu. W wywiadzie telewizyjnym Colin Farrel skwitował to w niezbyt wybredny sposób
- No cóż… W tym towarzystwie tylko ja miałem penisa. I ten fakt musiał zburzyć harmonie miedzy kobietami albo przynajmniej ujawnić jej kruchość
Dodał jednak z kurtuazja, że to była jedna z jego najlepszych ról, a podczas konferencji prasowej skomplementował reżyserkę i partnerujące mu aktorki.

Reklama

Wydarzeniem okazał się także „The EndMichaela Haneke, mistrza sumienia współczesnej Europy. Jednak na trzecia Złotą Palmę tym razem chyba się nie zanosi. Może poprzeczka oczekiwań okazała się za wysoka? Temat jakoś mnie nie poruszył tak jak „Miłość” czy „Biała wstążka”, bo interpretowany w kontekście degrengolady moralnej zachodnioeuropejskiej burżuazji sam w sobie kino przerabiało już wielokrotnie. Zresztą i sam Haneke niemal wprost w historii francuskiej klasy średniej z Calais cytuje sam siebie. Uważny widz znajdzie tutaj odniesienia do jego wcześniejszych filmów, takich jak „Ukryte„Kod nieznany”, a nawet „Pianistka”. Podoba mi się jednak sama ogólna koncepcja scenariusza, by poprzez stan ducha i mentalności francuskiej burżuazji, upadku jej wartości opowiedzieć o kryzysie imigracyjnym współczesnej Europy. Wspaniała jest pod tym względem scena, w której nestor rodziny Laurentów grany przez staruszka, w którym tylko po oczach można rozpoznać niegdysiejszą legendę kina Jean Louisa Trantignanta marzy już tylko, by wreszcie odejść z tego świata i każe prawnuczce niemal zepchnąć wózek inwalidzki, bez którego już nie funkcjonuje do samego morza. Do wody, która jednocześnie codziennie przynosi do brzegów Europy nowe setki i tysiące emigrantów, marzących o raju z którego dziadek ucieka. Czy to ma być ta nowa nadzieja, która zmiecie stary porządek z jego skrywanym poczuciem wyższości wobec emigrantów? Wnioski z całą pewnością do szczęśliwego Happy Endu nie doprowadza. Stare jest przeżarte hipokryzją, egoistyczne, ma brud za paznokciami i dotyczy to wszystkich czterech pokoleń: pazernej na kasę matki (Isabelle Huppert), jej brata seksoholika, syna szukającego zapomnienia w używkach a nawet najmłodszej latorośli, która podtruwa własna matkę a nowe budzi przerażenie, strach, depresje.

Z filmów, które w ostatnich dniach poruszyły mnie wymieniłam jeszcze „The Meyerowitz Stories” w reż. Noaha Baumbacha. I tu może być problem dla Jurora Almodovara, który zadeklarował na początku festiwalu, że filmy Netflixa nie powinny być rozważane do Złotej Palmy. Ten akurat, moim zdaniem szanse ma na to większe niż „Okja”, ale oczywiście trudno coś w tej mierze na obecnym etapie przesądzać. To woody allenowska opowieść o kolejnym kryzysie rodziny ale mocniej niż u Mistrza osadzona w prawdziwym życiu ze świetnymi kreacjami Dustina Hoffmana oraz zwłaszcza Adama Sandlera. Dustin Hoffman, który gra tutaj ojca i artystę rzeźbiarza zafiksowanego na poczuciu niedocenienia i niespełnienia, zadręczającego najbliższych swoimi obsesjami i złośliwościami prywatnie wcale nie uważa się na ojca doskonałego. W jednym z wywiadów powiedział wprost, ze na sukces lub jego brak w byciu ojcem składa się to, kim jesteśmy przez cale życie i jak pracujemy na to by nasze dzieci nas postrzegały. Nic dodać, nic ująć.