Pokaz "Wołynia", zorganizowany przez Instytut Polski w Kijowie, miał się odbyć we wtorek. Gośćmi projekcji miał być m.in. reżyser, zaproszeni byli także - zgodnie z praktyką dyplomatyczną - przedstawiciele najwyższych ukraińskich władz, w tym prezydent, premier i parlamentarzyści. Po pokazie filmu zaplanowano dyskusję. W przeddzień wydarzenia dyrektor Instytutu Ewa Figel poinformowała PAP o odwołaniu go. Jak wyjaśniła, na decyzję wpłynęły zalecenia ukraińskiego ministerstwa spraw zagranicznych. W piśmie adresowanym do ambasady RP na Ukrainie MSZ tego kraju "usilnie zalecało" stronie polskiej odwołanie imprezy w trosce o "porządek publiczny".

Reklama

Myślę, że odwołanie pokazu w Kijowie wynika z ostrożności dyplomacji - powiedział w czwartek Wojciech Smarzowski, pytany przez PAP o sprawę. Może rzeczywiście termin tego pokazu nie był zbyt szczęśliwie dobrany i to było za wcześnie? - dodał.

Wierzę, że prędzej czy później uda się zrobić taką zamkniętą - na początku zamkniętą - projekcję, a potem o tym filmie rozmawiać - podkreślił reżyser.

Smarzowski zastrzegł jednak, że doprowadzenie do tego nie jest już jego zadaniem. Czuję się odpowiedzialny za "Wołyń". Jestem reżyserem, ale teraz działanie nie zależy ode mnie. Ja wykazuję dobrą wolę, natomiast przekonywanie do zrobienia pokazu nie jest moim zadaniem (...) Jestem do dyspozycji, jestem gotowy do rozmowy, ale to zadanie dyplomacji - powiedział.

Reklama

Ambasador Ukrainy w Polsce Andrij Deszczyca wyjaśniał w poniedziałek, że władze "obawiały się tego, co film +Wołyń+ może wywołać na ulicy". Mamy sygnały, że mogą być protesty wokół filmu, trzeba przygotować społeczeństwo, w Polsce Smarzowski jest znany, na Ukrainie nie jest tak dobrze znany. Te sceny, które są pokazywane, takie dość naturalne, na Ukrainie mogą wywołać dość dużą negatywną relację - mówił. Organizacje, które się nie zgadzają z wizją Smarzowskiego o Wołyniu, mogłyby organizować protesty - ocenił.

Do sprawy odnosili się także m.in. Przewodniczący Rady Najwyższej (parlamentu) Ukrainy Andrij Parubij. Czytałem recenzje tego filmu. Sam nie miałem możliwości go obejrzeć, ale przeprowadziłem wiele rozmów na ten temat z przywódcami państwa polskiego. Prosiłem ich, by nie dokonywali żadnych ocen (filmu), ponieważ do czasu, gdy jest to po prostu film, można go traktować jako dzieło artystyczne pewnego reżysera. Ale jeśli przywódcy Polski będą dokonywali oficjalnych ocen, może to być odebrane jako stanowisko państwa – powiedział dziennikarzom.

Dyrektor Biura Rzecznika Prasowego MSZ Rafał Sobczak poinformował z kolei, że nowy termin projekcji jest obecnie uzgadniany ze stroną ukraińską.

"Wołyń" trafił na ekrany kin w Polsce 7 października. Smarzowski wyreżyserował ten film na podstawie własnego scenariusza, który napisał, wykorzystując wątki ze zbioru opowiadań "Nienawiść" autorstwa Stanisława Srokowskiego. Tekst scenariusza konsultowano - jak przypomniał Smarzowski - m.in. z historykami, etnografami i osobami zajmującymi się językiem i muzyką. Akcja filmu rozgrywa się w okresie od wiosny 1939 r. do lata 1945 r. w wiosce zamieszkanej przez Ukraińców, Polaków i Żydów, położonej w południowo-zachodniej części tej krainy.

W trakcie pierwszych dwóch weekendów obraz zobaczyło w kinach - jak podał producent - blisko 600 tys. widzów.

Według historyków na Wołyniu i w Galicji Wschodniej w latach 1943-1945 zginęło ok. 100 tys. Polaków, zamordowanych przez oddziały Ukraińskiej Armii Powstańczej (UPA) i miejscową ludność ukraińską. UPA walczyła podczas drugiej wojny światowej zarówno przeciw Niemcom, jak i ZSRR. Od wiosny 1943 roku prowadziła także działania zbrojne przeciwko ludności polskiej Wołynia, Polesia i Galicji Wschodniej, zmierzające do jej całkowitego usunięcia z tych terenów. Zbrodnia wołyńska spowodowała polski odwet, w wyniku którego zginęło ok. 10-12 tys. Ukraińców, w tym 3-5 tys. na Wołyniu i w Galicji Wschodniej.