Kino Europy Środkowej i Wschodniej walczy o Złote Palmy od lat, ale akurat nas w tym wyścigu wciąż nie ma. Spośród Polaków ostatni raz statuetkę na Croisette odbierał w 2002 roku Roman Polański za "Pianistę", a sporo wcześniej - w 1981 roku - Andrzej Wajda za "Człowieka z żelaza".
Owszem, w przeszłości nie brakowało na Lazurowym Wybrzeżu polskiego kina i laurów dla niego. To tutaj Krzysztof Kieślowski otrzymał Nagrodę FIPRESCI za "Podwójne życie Weroniki", Krystyna Janda nagrodę za najlepszą rolę kobiecą w "Przesłuchaniu" Ryszarda Bugajskiego, a Jadwiga Jankowska-Cieślak została doceniona za kreację w "Innym spojrzeniu" Karola Makka. Ważnymi nagrodami uhonorowano w Cannes także "Kanał" Andrzeja Wajdy, "Constans" Krzysztofa Zanussiego czy wreszcie "Krótki film o zabijaniu" Krzysztofa Kieślowskiego. Nie sposób nie wymienić tutaj także wielkiego sukcesu Jerzego Skolimowskiego, którego kameralny film "Cztery noce z Anną" otwierał przed kilku laty prestiżową sekcję Piętnastki Realizatorów. Francuski "Le Monde" określił wówczas ten film jako połączenie surrealistycznego thrillera i tragikomicznej farsy, doszukując się w nim wpływów Alfreda Hitchcocka i Bruno Daumonta. Zdaniem zaś "Liberation" reżyser spełnił się w filmie jako "malarz ciemności", a jego dzieło wyróżniało się mrocznym, plastycznym pięknem.
Patrząc na tegoroczne zestawienie prezentowanych w Cannes filmów, pociecha to jednak niewystarczająca. Polskich filmów nie ma nie tylko w konkursie, ale także w innych oficjalnych sekcjach: ani poza konkursem, ani w Uważnym Spojrzeniu (Un Certain Regard), nie wspominając Piętnastki Realizatorów czy Tygodnia Krytyki Filmowej. Jedynie w Short Film Corner będzie można obejrzeć kilkanaście polskich krótkich metraży, m.in. "7 owiec" Wiktorii Szymańskiej, "Lokatorki" Klary Kochańskiej, "Powrót" Damiana Kocura.
Powrót do przeszłości, rozmowy o przyszłości
Bardziej spektakularną szansą prezentacji i przypomnienia polskiego kina mogłyby być pokazane w sekcji Cannes Classics zrekonstruowanych cyfrowo telewizyjnych odcinków "Krótkiego filmu o zabijaniu" i "Krótkiego filmu o miłości" w hołdzie i w 20. rocznicę śmierci Mistrza. W tym kontekście ogromnie widoczna będzie nieobecność aktorów Grażyny Szapołowskiej i Mirosława Baki. Tradycją Cannes Classics jest bowiem udział w prezentowanych dawnych arcydziełach filmowych ich twórców. To oni zapraszają widzów na projekcje a po niej na spotkania. Tak było np. w 2007 roku, kiedy Andrzej Wajda osobiście zapraszał na pokaz zdigitalizowanego "Kanału". Szkoda jest podwójna, bo w tegorocznej sekcji Cannes Classics swój film "Inne spojrzenie" pokaże Karoly Makk, a w tym właśnie obrazie rewelacyjne i niezapomniane kreacje stworzyły polskie aktorki: wspomniane Jadwiga Jankowska-Cieślak i Grażyna Szapołowska. Kiedy nie ma polskiego kina w konkursie i w części oficjalnej, każdą taką prezentację powinno się szczególnie dobrze wykorzystywać.
Na szczęście powoli do pozakonkursowych przeglądów dobijają się młodzi polscy filmowcy, czasem ludzie z polskimi korzeniami albo studiujący w Polsce zagraniczni absolwenci. Kilka nazwisk znalazło się np. w studenckiej Cinefoundation, a w ubiegłym roku w Piętnastce Realizatorów pojawiła się polsko-szwedzka koprodukcja "Intruz" Magnusa von Horna. Dzieje się tak nie tylko za sprawą świeżych, uniwersalnych tematów i nowoczesnego języka ich filmów, ale przede wszystkim tego, że ich producentom udaje się pozyskiwać europejskich partnerów.
Dobrym przykładem takiego elastycznego podejścia - również z ubiegłego roku - jest Julia Kowalski, Francuzka o polskich korzeniach, której francusko-polska koprodukcja "Znam kogoś, kto cię szuka" z Andrzejem Chyrą pokazana została w sekcji ACID i spotkała się z bardzo dobrym przyjęciem. Dzięki zagranicznym koproducentom łatwiej także lobbować wśród selekcjonerów i wzbudzić ich zainteresowanie.
- To, że nie ma polskiego filmu w konkursie głównym, to nie jest przypadek - powiedział kilka lat temu w Cannes Filip Marczewski, który pokazał tu swój film "Melodramat". - Na to, żeby film danej kinematografii pojawił się w konkursie, trzeba pracować przez lata. Myślę, że wieloletnia aktywność Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, dzięki któremu jesteśmy bardziej widoczni w Cannes, stwarza szanse na to, że za kilka lat polskie kino będzie brane pod uwagę przez ludzi z komisji selekcyjnych - mówił.
Piotr Dzięcioł, szef łódzkiego Opus Film, którego dwa filmy zaproszone zostały do udziału w canneńskim festiwalu ("Z odzysku" Sławomira Fabickiego (Nagroda Jury Ekumenicznego dla filmu pokazywanego w sekcji Un Certin Regard oraz "Chłopiec na galopującym koniu" Adama Guzinskiego - Out of Competition), również podkreślił, jak ważny jest udział zagranicznych partnerów i dobrych scenariuszy.
Na razie wiec trzeba doceniać i pielęgnować działania polskiej branży filmowej w Cannes, pozostając w przekonaniu, że przyniosą one większe rezultaty w przyszłości, a polskie kino stanie wreszcie do konkursów o Złote Palmy. Jednym z takich działań jest obchodzący w tym roku jubileusz 10-lecia konkurs o Nagrodę im. Krzysztofa Kieślowskiego, którego wyniki co roku od lat ogłaszane są na festiwalu w Cannes. Celem międzynarodowego programu o nazwie "ScripTeast" jest promowanie najlepszych scenariuszy z Europy Środkowej i Wschodniej. W tym roku wśród 11 projektów wybranych z 7 krajów jest czterech polskich uczestników: Greg Zgliński, Jan Hryniak, Ireneusz Grzyb i Paweł Wendorff. W ciągu 10 lat w programie udział wzięło aż 44 polskich filmowców, m.in. Kinga Dębska, Andrzej Bart, Maciej Dutkiewicz, Bodo Kox.
Jednak nie tylko dobre scenariusze są przepustką do zaistnienia na czerwonych dywanach Cannes. Jest nią także nowoczesny, kreatywny producent, który nie boi się wyzwań. W programie "Producers on the Move" w tym roku udział bierze Klaudia Śmieja, która ma już doświadczenia międzynarodowe w produkcjach u m.in. Adriana Sitaru, Anne Fontaine a obecnie pracuje m.in. z Agnieszką Holland i Sofią Exarchou. Polscy producenci biorą udział w spotkaniach z kolegami z branży z Francji, Czech, Słowacji i Kanady oraz uczestniczą w cyklu "Producers Network". To znakomita okazja, by poznać potencjalnych partnerów do koprodukcji, dystrybucji i promowania swoich filmów. I to jest droga na canneńskie schody. Bo sukcesy już przecież są - "Ida" Pawła Pawlikowskiego, "Body/Ciało" Małgorzaty Szumowskiej, a ostatnio także "Zjednoczone Stany Miłości" Tomasza Wasilewskiego. Przy odrobinie wsparcia, promocji i szczęścia moda na polskie kino dotrze także na Croisette.