Być może mimowolna sympatia bierze się z powabu marnujących się tu aktorek. Zarówno Melissę McCarthy, jak i Susan Sarandon czy Kathy Bates po prostu dobrze się ogląda. Chociaż postaci, w które się wcielają, wycięto z papieru (prawdopodobnie toaletowego), to i tak ich urok osobisty i ogólny luz utrzymują uwagę.
Jest też ten film świadectwem dziwnej feminizacji kina popularnego. Skoro starsi panowie mają w Hollywoodzie swoje kabarety w rodzaju "Last Vegas", dlaczego frywolnego kina nie miałyby mieć także i panie? W takim kontekście McCarthy, która ze swoim mężem, zarazem reżyserem filmu, napisała scenariusz "Tammy", jawi się jako wojowniczka o prawa kobiet.
TAMMY | reżyseria: Ben Falcone | dystrybucja: Galapagos