Nihilistycznym, czyli takim, które propaguje idee anarchistyczne albo nie daje nadziei. Występuję, żeby dać iskierkę nadziei widzowi - wyjaśnił Jerzy Stuhr w Radiu ZET odpowiadając na pytanie Moniki Olejnik, czy zagrałby w filmie Antoniego Krauzego o Smoleńsku?
Znany aktor wrócił też do burzy wokół filmu "Pokłosie", w którym wystąpił jego syn Maciej. W domu zawsze mówiliśmy, że są pewne role, których nie wolno odmówić. Nie ze względów zawodowych, tylko dlatego, że ta rola daje szansę na podpisanie się pod swoimi poglądami. To się rzadko zdarza aktorowi, więc jeżeli taka rola jest, to jest obowiązek wystąpić - powiedział Stuhr senior w audycji "Gość Radia ZET". Na szczęście miałem w swoim życiu kilka ról, gdzie musiałem się podpisać nie tylko swoimi umiejętnościami, ale pod swoimi poglądami - dodał aktor, przytaczając tytuły takich filmów, jak "Spokój" i "Amator" Kieślowskiego oraz "Wodzireja" Feliksa Falka.
Jerzy Stuhr opowiedział również, jak ostatni z tych filmów został usunięty z festiwalu w Gdyni. Pamiętam w "Trybunie Ludu" były groźne rzeczy, bo to jak czytałeś taki artykuł, że nie trzeba nam wodzirejów w tym kraju, to nie wiedziałeś, czy się zrobi następny film. To było chyba groźniejsze niż dzisiaj bluzgania w Internecie - stwierdził.
Znany aktor po raz kolejny stanął po drugiej stronie kamery. O swoim najnowszym obrazie "Obywatel" mówi: Z punktu widzenia zawodowego to był mój najtrudniejszy film, ponieważ nigdy nie robiłem filmu historycznego. A jeżeli chce się opowiedzieć 60 ostatnich lat w tym kraju, to już się wkracza w kostiumy, w historyczne wnętrza.
Akcja filmu rozpoczyna się w latach 50. To największy fenomen, jaki spotkało moje pokolenie, że pierwsze kroki stawiało pod popiersiem Stalina, a dzisiaj sobie rozmawiamy w niezależnych radiach, w wolnym kraju - wyjaśnił. Na pytanie, czy można w Polsce opowiadać o historii z dystansem i humorem, Jerzy Stuhr odpowiedział. Taką próbę chcę podjąć.