Już od waszego pierwszego filmu "Khadak" bywacie określani jako reżyserzy antropologowie, którzy dzięki swojej sztuce przybliżają widzom wiedzę o egzotycznych społecznościach. W jaki sposób reagujecie na takie opinie o waszej twórczości?
Jessica Woodworth: Na pewno jesteśmy jak najdalsi od tego, by traktować nasze filmy jak naukowe traktaty.
Peter Brosens: Istotnie studiowałem jednak antropologię i uważam, że to doświadczenie przydaje mi się jako reżyserowi. Szczególnie na etapie przygotowań do filmów, których akcja rozgrywa się w obcych dla mnie realiach. Gdy – tak jak my przy okazji "Khadaku" – kręcisz film na przykład w Mongolii, musisz być bardzo uważny i wykazać się przed tubylcami dużą odpowiedzialnością.
Jessica Woodworth: Co nie zmienia tego, że nie wierzymy w żadną obiektywną prawdę ekranu. Jeśli decydujesz się umieścić jakiś obraz w kadrze, automatycznie narzucasz wtedy swój własny punkt widzenia. Mimo wszystko nie będziemy, rzecz jasna, udawać, że akcja naszych filmów dzieje się w próżni. Otaczająca rzeczywistość inspiruje nas poprzez przykuwające uwagę obrazy czy zasłyszane przypadkiem dialogi.
Skąd jednak bierze się w waszej twórczości zainteresowanie peryferiami?
PB: Na pewno nie jest tak, że siedzimy na kanapie, wymyślamy jakąś historię i mówimy: "Żeby uczynić film bardziej oryginalnym, powinniśmy nakręcić go w jakimś nietypowym miejscu. Co powiesz na przykład na Mongolię?".
Jessica Woodworth: "Khadak" zrealizowaliśmy właściwie przez czysty przypadek.
Peter Brosens: Po raz pierwszy znalazłem się w Mongolii w 1992 roku i z miejsca zakochałem się w tym miejscu. Wracałem tam co jakiś czas, by realizować dokumenty. Aż pewnego dnia w barze w Ułan-Bator natknąłem się na Jessicę.
Jessica Woodworth: Czy to nie brzmi ekscytująco? Jeśli masz ochotę na romans, odwiedź koniecznie jakąś knajpę w Ułan-Bator.
Peter Brosens: Nie jestem pewien, czy można mówić o romansie. W końcu od dobrych paru lat jesteśmy już małżeństwem i mamy dwójkę dzieci!
Domyślam się, że wasze myśli krążyły wokół egzotycznych kultur na długo przed tym, nim oboje znaleźliście się w Mongolii?
Peter Brosens: Ciężko byłoby wskazać konkretny moment, w którym postanowiłem rozszerzyć horyzont swoich zainteresowań poza zachodnią Europę. Na pewno jednak duży wpływ miało na mnie przypadkowe trafienie na "Stalkera" Andreja Tarkowskiego. Po raz pierwszy obejrzałem ten film jako nastolatek. Niewiele wówczas z niego zrozumiałem, ale od samego początku poczułem się zahipnotyzowany. Dzięki "Stalkerowi" otworzyłem się na kino i muzykę rosyjską, a potem zacząłem chłonąć wiedzę na temat kultur, o których wiedziałem jeszcze mniej niż w przypadku Rosji.
Jessica Woodworth: W pełni podzielam namiętność Petera do Rosji i wychodzę z założenia, że ta fascynacja wciąż wpływa na naszą twórczość. Oboje bardzo lubimy chociażby filmy Aleksandra Sokurowa czy Siergieja Paradżanowa.
Kilka lat po "Khadaku" przenieśliście się z Mongolii do Peru, by zrealizować tam swój drugi film – "Altiplano".
Peter Brosens: Ten pomysł również nie zrodził się spontanicznie. Zanim zdecydowaliśmy się na realizację filmu, przez kilka lat przebywaliśmy w Peru i podpatrywaliśmy tamtejszą rzeczywistość w poszukiwaniu inspiracji.
Jessica Woodworth: Nie zależało nam jednak na skonstruowaniu fabuły w tradycyjnym znaczeniu tego słowa. Przyznam szczerze, że w ogóle niespecjalnie wierzymy w scenariusz. Proces jego tworzenia stanowi dla nas nieprzyjemny obowiązek. Uważamy, że największy potencjał danej sceny może ujawnić się dopiero na planie w sposób niespodziewany i trudny do przewidzenia. Dlatego właśnie tak bardzo lubimy pracę z naturszczykami, nie robimy prób i pozwalamy im na improwizację.
Na tle waszych poprzednich dokonań "Anomalia" wydaje się filmem szczególnym. Tym razem nie podróżowaliście już na drugi koniec świata, lecz zdecydowaliście się realizować zdjęcia w belgijskiej wiosce, w której na co dzień mieszkacie.
Peter Brosens: Traktuję "Anomalię" jako rewers "Altiplano". W tamtym filmie opowiadaliśmy o konflikcie człowieka z naturą, który zostaje sprowokowany przez tego pierwszego. Tymczasem w "Anomalii" role się odwróciły i to natura staje się agresorem. Skoro już działamy zgodnie z prawem lustrzanego odbicia i poprzedni film rozgrywał się daleko od domu, logicznym rozwiązaniem było nakręcenie "Anomalii" w dobrze znanej okolicy.
Wybór miejsca akcji to tylko jedna z kilku zasadniczych różnic pomiędzy "Anomalią" a "Altiplano".
Peter Brosens: Koczownicy z "Kanaku" i peruwiańscy rolnicy w "Altiplano" istnieją dzięki naturze, są od niej zależni i dzięki temu myślą o sobie jako o części większej całości. W Europie Zachodniej dzięki rozwojowi nauki i technologii natura została zdemitologizowana i skrywa w sobie już coraz mniej tajemnic. Traktujemy ją coraz bardziej utylitarnie i popełniamy tym samym duży błąd. W "Anomalii" natura buntuje się przeciw takiemu podejściu i przestaje wypełniać swoją funkcję, co musi znaleźć swój rezultat w kryzysie cywilizacji.
Czy zgodzicie się z tym, że wasz nowy film można odczytywać jako współczesną baśń?
Peter Brosens: Oczywiście. "Anomalia" to historia rodem ze średniowiecza, która przypadkiem wydarza się w dzisiejszych czasach. Od samego początku myślałem o niej jako o złej, pesymistycznej bajce.
W tym kontekście nie dziwi, że "Anomalię" porównuje się czasem do słynnego horroru "Kult". Czy faktycznie myśleliście o tym filmie podczas pracy?
Jessica Woodworth: Oboje uwielbiamy "Kult", ale tylko pod warunkiem że mówimy o oryginale w reżyserii Robina Hardy'ego, a nie fatalnym remake'u z Nicolasem Cage'em.
Peter Brosens: Na pewno nie odwoływaliśmy się do "Kultu" bezpośrednio, bo widzieliśmy ten film już dawno temu. Skojarzenia przyszły do nas już na planie. Przy niektórych scenach uśmiechaliśmy się do siebie i mówiliśmy: "Cholera, to jest jak z »Kultu«!". Równie ważny był jednak dla nas dystans i wyczucie absurdu obecne w filmach Roya Anderssona.
Jednym z głównych bohaterów waszego filmu pozostaje filozof, który w kluczowym momencie cytuje fragmenty "Tako rzecze Zaratustra" Nietzschego. Dlaczego wasz wybór padł akurat na tego autora?
Jessica Woodworth: Jesteśmy przekonani, że jego słowa doskonale pasują do światopoglądu Pola. Sam nie ująłby tego lepiej, więc sięga po dosłowny cytat. W końcu czy ktoś mógłby okazać się bardziej błyskotliwy od Nietzschego?
Wywiad odbył się podczas festiwalu filmowego w Wenecji.