Film "Pokłosie" oraz pański w nim udział wywołał spore zamieszanie w Polsce. Teraz z rąk ministra kultury otrzymał pan nominacje do Polskiej Nagrody Filmowej za główną rolę męską w tym filmie oraz za drugoplanową rolę męską w "Obławie". Orły przyznawane są przez polskich filmowców, to dla pana duży sukces?
Maciej Stuhr: Na pewno czuję się dumny. To dla mnie ogromna frajda trzymać w ręku dwa dyplomy z nominacjami do Orłów. Odczuwam też pewien rodzaj satysfakcji, ponieważ po trudnych chwilach, w których niektórzy wróżyli mi zakończenie kariery, mogę z otwartą przyłbicą wciąż występować w związku z "Pokłosiem". Oczywiście nominacja za "Obławę" również jest bliska mojemu sercu.
Filmy zauważone w tym roku przez Polską Akademię Filmową to także m.in. "Drogówka", w której pan zagrał oraz "Sponsoring" czy "Jesteś Bogiem". Jest pan na bieżąco z polskimi filmami?
Mniej więcej tak. To, że "Drogówka", "Pokłosie" i "Obława" zyskały w tym roku tak dużo nominacji, jest dla mnie sporym sukcesem, ponieważ wybrałem właśnie te scenariusze spośród wszystkich mi proponowanych. Krótko mówiąc, postawiłem na dobrego konia.
Czy to znaczy, że w komedii już pana nie zobaczymy?
Mój zeszłoroczny repertuar nie jest kwestią jakiegoś przebiegłego planu. Oczywiście, marzyłem o takich rolach, ale przede wszystkim chciałbym grać w filmach dobrych. Jeżeli dostaję scenariusz komedii, który ma ręce i nogi i nazywa się na przykład "Listy do M.", to nie mam wątpliwości, czy zagrać w tym filmie, czy nie. Gatunek jest dla mnie sprawą drugorzędną. Najważniejsza jest historia.
Jakie ma pan teraz plany zawodowe?
Rozpocząłem próby w Teatrze Nowym. Mam nadzieję, że będzie to okres, który pomoże mi się wyciszyć i nie uczestniczyć w codziennym medialnym zgiełku.