Biały ocalony przez Czarnego ląduje w jego pakamerze. Zaczynają filozoficzną dyskusję, której stawką może być równie dobrze ocalenie Białego, jak potępienie Czarnego.

"Sunset Limited" zapowiada się dobrze: scenariusz na podstawie własnej sztuki napisał Cormac McCarthy, reżyserował Tommy Lee Jones, on też dzieli ekran z Samuelem L. Jacksonem. W filmie nie pojawiają się bowiem inni bohaterowie. Słychać dobiegające zza okna odgłosy miejskiego życia, ale całość rozgrywa się w klaustrofobicznej przestrzeni małego mieszkania. Niczego poza rozmową tu nie ma.

Reklama

Ale i z tej rozmowy niestety niewiele wynika. Radykalny ateizm Białego ściera się z gorliwą wiarą Czarnego. Jeden jest rozgoryczony światem i wiedzą, dla drugiego cierpienie i ból mają głęboki sens. Są równorzędnymi partnerami, choć z biegiem czasu coraz bardziej daje o sobie znać pesymizm McCarthy'ego. Ale obaj bohaterowie w zasadzie powtarzają filozoficzne i religijne komunały, przerzucają się dramatycznymi opowieściami, ale trudno uniknąć wrażenia, że obaj nie mają racji, dlatego żaden nie potrafi przeciągnąć drugiego na swoją stronę.

Można oczywiście uznać, że starcie postaw bohaterów "Sunset Limited" jest zwierciadłem współczesnego świata, w którym ważniejsze od tego, co ma się do powiedzenia, jest to, jak głośno się krzyczy. Ja jednak wolę bohaterów wybitnych powieści McCarthy'ego: oni zazwyczaj wymownie milczą.

SUNSET LIMITED | reżyseria: Tomy Lee Jones | dystrybucja: Galapagos