W zeszłym roku razem ze swoimi kolegami startowałeś w triathlonie. Ćwiczyliście codziennie bieganie, pływanie, jazdę na rowerze. W tym roku także się na to zdecydowałeś. Dlaczego?
Bartłomiej Topa: Ruch daje frajdę, pewnego rodzaju poczucie kontroli nad ciałem, a to w jakimś sensie przekłada się na podejście do codzienności. Triathlon to dyscyplina, która rozwija wszechstronność. Tutaj nie ma szans na nudę. Nie lubię nudy... Poza wszystkim mieliśmy okazję razem z Łukaszem Grassem, Piotrkiem Adamczykiem i Tomkiem Karolakiem zebrać fundusze na wsparcie fundacji Synapsis zajmującej się dziećmi i dorosłymi dotkniętymi autyzmem.
Takie ćwiczenia wymagają wielkiej dyscypliny...
To prawda, a w naszym zawodzie nie jest to proste. Natomiast, jeżeli ktoś jest dobrze zorganizowany to daje sobie radę. Zabierając się za uprawianie triathlonu, nawet amatorsko, ważna jest też konsultacja z doświadczonym trenerem.
Tak więc postanowienie "wziąć się za siebie" masz już z głowy. W takim razie, jakie postanowienia na dalszą drogę?
Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie... Przede wszystkim praca. Zaraz zaczynamy nowy film z Wojtkiem Smarzowskim pod roboczym tytułem "Siedem dni". Za nami premiera "Sztosu 2" w Polsce i na Wyspach Brytyjskich. Trochę się dzieje.
Z Wojciechem Smarzowskim jesteś związany od dawna. To bardzo specyficzny reżyser...
... specyficzny. Dla mnie każde spotkanie ze Smarzowskim jest wyjątkowe, inspirujące. Mam tę wspaniałą przyjemność pracować z nim od wielu lat.
O czym będzie wasz najnowszy film?
To współczesna opowieść dziejąca się w Warszawie w ciągu siedmiu dni, wśród siedmiu kumpli, dotkniętych siedmioma grzechami. I na ten moment tyle.
A jak oceniasz młodych filmowców? W polskim kinie jest ich ostatnio wielu...
To prawda. Jest bardzo pozytywny ferment. Ci, co chcą się naprawdę wypowiedzieć poprzez film, robią to. Jest coraz lepiej. Powstaje kilkadziesiąt filmów rocznie, z czego kilka jest naprawdę wybitnych. To bardzo dobry czas. Niezwykle znaczącą rolę odgrywa w tym procesie, obok świetnych kreatywnych producentów, Polski Instytut Sztuki Filmowej.
Masz marzenia związane ze swoim zawodem? Chciałeś kiedyś zagrać u konkretnego reżysera?
Oczywiście, interesuję się tym, co robią dziś reżyserzy, ci starsi i ci młodsi. Czytam coraz ciekawsze scenariusze. Lubię pracować z pasjonatami. To jest dla mnie najważniejsze.
Warto jest dziś być aktorem?
Nie mam pojęcia. Każdego można zapytać, czy warto uprawiać jego zawód. Warto być taksówkarzem, sklepikarzem, naukowcem, rzeźnikiem? Nie wiem. Zmagamy się z rzeczywistością i każdy musi zadać sobie takie pytanie. Ze swojej perspektywy uważam, że warto być aktorem, ponieważ cały czas jeszcze robię to z pasją i cały czas mnie to interesuje. Jeżeli pewnego dnia zauważę, że to, co robię zaczyna mnie nudzić i nie sprawia mi satysfakcji, to odpuszczę. Jest tyle wciąż pięknych możliwości realizacji życia.
A co się dzieje, gdy telefon z propozycjami nie dzwoni?
Nic się nie dzieje. Wiadomo, że jest różnie. Oczywiście jest pytanie o życie, rachunki itd. Ale póki co, daję radę.
Jak oceniasz dziś swoją karierę? Czujesz, że coś zrobiłeś, że nie musisz się już kojarzyć z Zenkiem ze "Złotopolskich"?
To był pewien etap mojej pracy, z którego jestem zadowolony, ale ten czas minął. Odpuściłem, bo wiedziałem, że więcej mogę zrobić dla siebie.
Miałeś w swojej karierze decydujący moment?
Miałem go jeszcze w szkole przy spotkaniu z Wojtkiem Smarzowskim. Wiedziałem, że nadajemy na tych samych falach, dobrze się rozumiemy. Szczęśliwie się stało, że Wojtek ma głowę pełną świetnych pomysłów i dotyka tematów, których inni boją się poruszać. To było dla mnie najważniejsze. Ale ja mam 44 lata i z tej perspektywy niewiele mogę jeszcze powiedzieć. Gdy się spotkamy za 40 lat, to może więcej ci powiem.
Mimo wszystko coś już w życiu zrobiłeś i nie da się tego ukryć...
Każdego dnia coś osiągamy i nie ma znaczenia w jakim zawodzie. Tu pewnie bardziej chodzi o rozwijanie swoich ambicji, aspiracji. Jeżeli bardzo chcesz zostać fizykiem nuklearnym, to nim zostaniesz i nic ci w tym nie przeszkodzi. Podobnie jest u mnie. Lubię swoją robotę i tyle, a jeśli pozostawiam coś po sobie, to fajnie, cieszy mnie to. Mam nadzieję, że innych też.
Jaki masz stosunek do mediów?
Obecność w mediach jest po prostu wpisana w ten zawód i tyle. Natomiast łatwo jest dziś być na pierwszych stronach gazet z byle powodu. To wszystko jest kwestią wyborów.
Akcja "Autyzm - całe moje życie", w której wziąłeś udział wspierając Fundację Synapsis, wywołała spore zamieszanie w mediach. To był odważny krok. Jak zrodził się ten pomysł? Uważasz, że kampania się udała?
Celem kampanii "autyzm wprowadza zmysły w błąd" było zwrócenie uwagi na problem autyzmu w Polsce, na bardzo trudną i skomplikowaną rzeczywistość ludzi dotkniętych tym zaburzeniem. Przy projekcie współpracowało grono wspaniałych, oddanych ludzi. Jestem pewien, że wiele moich koleżanek i kolegów na moim miejscu zdecydowałoby się wziąć udział w takiej akcji. Fundacja oferuje profesjonalne wsparcie osobom dotkniętym autyzmem, jestem naprawdę szczęśliwy, że mogłem być częścią tego przedsięwzięcia.
Dlaczego zostałeś aktorem?
Przez przypadek. Dostałem się do szkoły, bo się zakochałem... A potem zacząłem odkrywać tajniki tego zawodu. Zawsze podziwiam ludzi, którzy od 10 roku życia wiedzą, co chcą w życiu robić. Ja nie wiedziałem do 20 roku życia. Potem też miałem wątpliwości. Każdy ma swoją ścieżkę...
Czego można życzyć ci na dalszą drogę?
Mam wiele marzeń. Niech te kilka, o których myślę, się spełni.
Bartłomiej Topa aktor filmowy, telewizyjny i teatralny. Absolwent PWSFTviT w Łodzi. Znany m.in. z filmów: "Wesele", "Dom zły", "Boisko Bezdomnych", "Trick", "Prosta historia o miłości" oraz seriali "Trzeci Oficer", "Szpilki na Giewoncie". Najnowszy film z udziałem aktora "Sztos 2" wszedł do polskich kin 20 stycznia. Ma 44 lata.