Nie trzeba zbyt wiele, by zrobić romantyczną komedię wedle gatunkowych prawideł, naiwną, ale nie obrażającą inteligencji, prostą, ale nie prostacką. Jasonowi Toddowi Ipsonowi udała się ta sztuka całkiem nieźle, choć reżyserem został całkiem niedawno, a za kamerę trafił prosto ze szpitala, gdzie pracował jako lekarz internista. Tam właśnie narodził się zresztą pomysł na tę komedię. Gdy usłyszał od swej przyszłej żony (a wtedy po prostu pacjentki), że jest Włoszką z Turynu, i odparł, że sam jest Duńczykiem, ta oznajmiła: "Ale na pewno chcesz być Włochem... Każdy chce być Włochem!".
No i po latach Ipson napisał scenariusz opowiastki zabawnej, ekscentrycznej, a przede wszystkim uroczo bezpretensjonalnej, niesilącej się na stawianie pytań "Dlaczego nie?" albo zgoła "Jak żyć?" i dawanie tautologicznych odpowiedzi. Choć więc na szczęście film Ipsona nie przypomina pseudoromantycznych komedii a la polacca, jest w nim jednak i polski ślad. Główny bohater, Jake, właściciel nieźle prosperującego sklepu rybnego we włoskiej dzielnicy Bostonu, jest bowiem Polakiem z pochodzenia (gra go mający polskie korzenie Jay Jablonski). Jake jest nieszczęśliwie zakochany w dziewczynie, która porzuciła go osiem lat temu. I choć dorobiła się przez ten czas męża i trójki dzieci, Jake ciągle wierzy, że w kocu ją odzyska. Dzwoni codziennie, nachodzi, wyznaje miłość, a w rocznicę poznania sprawia sobie nowy garnitur, kupuje pierścionek, kwiaty i co roku dostaje kosza. Włoscy pracownicy sklepu, zmęczeni ciągłą depresją szefa, aranżują mu randkę z piękną doktor weterynarii Marisą (Cerina Vincent). Jake od razu wyznaje, że ma dziewczynę, mimo to oboje postanawiają się zaprzyjaźnić, a pikanterii całej zagmatwanej sytuacji dodaje fakt, że oboje udają przed sobą Włochów...
"Każdy chce być Włochem" nie bazuje na szczęście na pustej zabawie stereotypami włoskości. Ipson smakowicie te stereotypy rozgrywa, odbijając w krzywym zwierciadle kult macho i wizerunek włoskiej matki, żony i kochanki. Przy okazji wyśmiewa się z psychoanalizy, kpi ze snobistycznych intelektualistów i szydzi z popkultury. Ale robi to tak, że nie rozsadza od środka dość prostej, niezobowiązującej miłosnej fabułki, nie wygląda jak kwiatek przypięty do kożucha, a raczej nadaje smaku absurdalnego koktajlu, w którym elementy z różnych bajek zaskakująco dobrze do siebie pasują. Męskie rozmowy o Freudzie w sklepie rybnym rozbrajają lotnym dialogowym dowcipem, wizyty u weterynarza z karpiem tudzież zdechłym szczurem przypominają skecze Monty Pythona, wykłady podstaw biznesu dla intelektualistów mają w sobie coś z Woody Allena, a miłosny wątek, choć wiadomo, dokąd zmierza, zaskakuje lekkością. Bez łzawych ballad ani fanfar Rubika w tle, bez na siłę łzawych scen, bez supergwiazd. Ot, skromna i rozkoszna w swej absurdalności komedia. Tylko tyle i aż tyle.
KAŻDY CHCE BYĆ WŁOCHEM | USA 2007 | reżyseria: Jason Todd Ipson | dystrybucja: TiM Film Studio