"Operacja Dunaj"
Czechy/Polska 2009; reżyseria: Jacek Głomb; obsada: Maciej Stuhr, Zbigniew Zamachowski, Jiri Menzel, Maciej Nawrocki, Bolek Polivka, Eva Holubova; dystrybucja: Monolith Films; czas: 104 min; Premiera: 14 sierpnia
p
Ach, gdyby u nas kręcono takie filmy jak w Czechach – biadolą podczas kolejnych premier filmów czeskich polscy widzowie i recenzenci. Ponoć nad Wełtawą mówi się to samo o filmach polskich. Być może te krytyczne głosy po obu stronach granicy wziął sobie do serca dyrektor teatru w Legnicy, decydując się na czesko-polską koprodukcję, którą opieką otoczył Jiri Menzel, grający w „Operacji Dunaj” jedną z drugoplanowych ról. Z tego połączenia nie wyszło kino na miarę najwybitniejszych polskich czy czeskich komedii. Ale z pewnością powstał film, który bardzo pozytywnie wyróżnia się na tle tego, co w ostatnich latach proponowali nam polscy spece od rozśmieszania.
Fabułę osnuto wokół prawdziwego wydarzenia. Podczas inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację w 1968 roku jeden z zabytkowych polskich czołgów T-34 zwany pieszczotliwie „Biedroneczką” zaginął. Groteskowość sytuacji „zgubienia” czołgu w zestawieniu z wcale niezabawnym „upomnieniem” Czechosłowaków kto rządzi w bloku komunistycznym, to idealny punkt wyjścia dla słodko-gorzkiej komedii podanej w sosie absurdu a la czeskie kino. Do przygranicznej jednostki pancernej przychodzą rozkazy ruszenia na Hradec Kralove. Ze względów symbolicznych czterech żołnierzy jest zmuszonych ruszyć zabytkowym czołgiem, który w czasach II wojny nie przegrał ani jednej bitwy. Kłopoty ze przestarzałym sprzętem, nieaktualna mapa i brak drogowskazów powodują, że czterej pancerni – Florian, student przymusowo wcielony do armii (Maciej Stuhr), jednostkowy Don Juan Romek (Przemysław Bluszcz), naiwny rekrut Jasiu (Maciej Nawrocki) i dowódca Edek (Bogdan Grzeszczak) – zamiast do celu swoim czołgiem wjeżdżają w sam środek pożegnalnej imprezy zawiadowcy prowincjonalnej stacji kolejowej. W skutek awarii „Biedroneczki” po zderzeniu z lokalną knajpą czescy biesiadnicy i wojsko polskie będą zmuszeni spędzić razem trochę czasu. Tymczasem na poszukiwania zaginionego czołgu wyrusza major Czesława Grążlowa – dowódca jednostki pałająca wielką namiętnością do Romka i jej mąż kapitan Czesław Grążel, który świeżo dowiedziawszy się o romansie żony, pragnie zemsty.
b
Cała operacja wojskowa jest w filmie Głomba przedstawiona z przymrużeniem oka – Czesi, tylko z nielicznymi wyjątkami, nie przejmują się obcymi żołnierzami na swoim terytorium, chcą dalej pić piwo i toczyć niekończące się nocne rozmowy. Polacy też właściwie bardziej rozglądają się za kieliszkiem, czymś do zjedzenia i damsko-męskimi rozrywkami niż ideologiczną wojną. Jednak wątki są nierówne – o ile nastrojowe pogaduchy przy alkoholu w zapadłej wsi, na której utknęła załoga „Biedroneczki”, mają sporo wdzięku i ciętego humoru, o tyle przepychanki wojskowego małżeństwa Grążlów przekraczają czasem granicę rubaszności, a już wątek nigdy nietrzeźwiejącego porucznika Jakubczaka (Tomasz Kot) jest z zupełnie innej bajki.
To, co jednak najbardziej przeszkadza w „Operacji Dunaj” to fakt, że ta mieszanka powstała z elementów dość ogranych. Z łatwością można przytoczyć wiele tytułów, do których piją scenarzyści filmu, nie oferując w tej składance żadnej nowej jakości. Nawet dowcipy oparte na nieogranych przecież animozjach między sąsiednimi narodami nie wnoszą do niej wiele świeżości. Czesi, którzy świetnie umieją śmiać się ze swojej niechęci do zbrojnych działań, psioczą w „Operacji Dunaj”, że Polacy to naród zbyt porywczy. Sympatyk knedliczków i Pilsnera Florian mówi: „W Czechach ludzie są inni, nikt nie trzyma pod łóżkiem wiadra z gównem na wypadek gdyby sąsiad przechodził obok”.
Choć komedia Głomba to tylko zgrabna składanka, jest w niej urok kina, za którym się w Polsce tęskni – kameralnego, dowcipnego, bez zadęcia i bez chamstwa. Gdzie ludzie nie zakochują się w sobie we wnętrzach z Ikei, a jedynym pomysłem na rozbawienie widza nie jest strojenie głupich min.