W warstwie psychologicznej film Gansela poprzestaje na oczywistościach. Młodzi ludzie nie potrafią odnaleźć swojego miejsca w rzeczywistości, która oczekując od nich wiele, nie daje w zamian szans na sukces (niekoniecznie finansowy) oraz satysfakcji. I dlatego, szukając budzącej się indywidualności, nastolatkowie są podatni na manipulację. Marzą o odnalezieniu mistrza, który pokierowałby ich krokami. Tyle że „mistrzowie” często okazują się cynikami, hochsztaplerami albo nieudacznikami. Ale na powrót do pionu jest już za późno.

Reklama

Książka „Fala” Mortona Rhue cieszy się w Niemczech niesłabnącą popularnością, a jakiś czas temu została wpisana na listę lektur obowiązkowych. Pisarz odtwarza w niej autentyczny eksperyment, który przeprowadził ze swoimi uczniami w 1967 roku, a następnie przetworzył w literackie sprawozdanie kalifornijski nauczyciel William Ron Jones. Bohaterem „Fali” jest przeciętniak, WF-ista everyman: Rainer Wenger, który pragnąc wyjaśnić uczniom zagadnienia dotyczące dyktatury, wymyślił dosyć radykalny eksperyment: uczniowie zostali zdefiniowani jako nieformalna grupa o nazwie „Fala”, a początkowa luzacka zabawa zmieniła się szybko w grę serio. Młodzi ludzie łatwo (w filmie zdecydowanie zbyt łatwo) podporządkowali się reżimowi, traktując Rainera jako wodza i przywódcę. Członkowie „Fali” zaczęli nosić jednakowe stroje i stopniowo, także przy użyciu brutalnych metod, rugowali ze swojego towarzystwa wszystkich wyglądających i myślących inaczej. Aż do dramatycznego finału…

Jak wiemy, podobne, zawsze dwuznaczne moralnie, eksperymenty powtarzane są co jakiś czas. Trudno nie pamiętać w tym kontekście o sławnym „eksperymencie więziennym” – przeprowadzonym w 1971 roku przez Philipa Zimbardo na Uniwersytecie Stanforda na grupie ochotników (studentów) symulujących relacje społeczne między więźniami a strażnikami, na podstawie którego Oliver Hirschbiegel nakręcił w 2001 film „Eksperyment”. „Fala” niesie jednak ze sobą dodatkowy, niepokojący aspekt. O ile film zawodzi pod względem artystycznym – zwłaszcza w scenach, w których młody reżyser chciał być przede wszystkim modny i „coolersko” poeksperymentował sobie na przykład z zanikającym w ważnych momentach dźwiękiem, o tyle bardzo intrygujący wydaje się przekaz „Fali”. Nieprzypadkowo akcja filmu rozgrywa się w Niemczech. W trakcie pierwszej, jeszcze zupełnie niewinnej lekcji Reinera na temat autokracji, uczniowie mówią, że nie mają ochoty słuchać więcej wykładów o groźbie faszyzmu. „Nie czuję się winny za grzechy mojego dziadka” – mówi leniwy hiphopowiec. Czyżby? Teza Gansela jest dotkliwa. Bardzo niewiele potrzeba, żeby wróciły wszystkie demony przeszłości. Stąpamy po cienkim, kruchym lodzie, który za chwilę – miesiąc albo 20 lat – może rozpaść się na tysiące drobnych kawałków. Nie mam złudzeń, że „Fala” wywoła w Polsce jakąkolwiek dyskusję, ale chciałbym wierzyć, że na ten film wybiorą się mądrzy, świadomi swojej roli i rangi nauczyciele, w towarzystwie myślących uczniów. I że wnioski z tej filmowej lekcji będą mieli wspólne. Nigdy więcej podobnych eksperymentów.

FALA (Die Welle)

Niemcy 2008; reżyseria: Dennis Gansel; obsada: Jurgen Vogel, Frederick Lau, Max Riemelt; dystrybucja: SPInka; czas: 101 min

Reklama

Premiera: 26 września