Zwycięstwo filmu Warda, który podczas festiwalu miał także swoją retrospektywę, nie jest specjalnym zaskoczeniem, albowiem doskonale odzwierciedla atmosferę tegorocznej edycji festiwalu. Jednym z jego największych odkryć było bowiem kino i kultura nowozelandzka. Nagrodzony "Deszcz dzieci" to przejmująca historia życia Maoryski Puhi, opowiadana przez nią samą oraz ludzi, którzy ją znali. Cała biografia Puhi, matki czternaściorga dzieci, to życie w cieniu klątwy. Film Warda jest niezwykłą, magiczną opowieścią skomponowaną z materiałów archiwalnych, fragmentów wcześniejszego filmu o Puhi, fotografii. Ward był jednym z objawień tegorocznego festiwalu i jednym z tych reżyserów - obok greckiego klasyka Theo Angelopoulosa i brytyjczyka Terence'a Daviesa – na których filmy najtrudniej było się dostać.

Reklama

Tegoroczny konkurs Nowe Filmy Polskie, mimo że nadal sprawia wrażenie "doszytego" nieco na siłę do festiwalu, wyglądał zdecydowanie lepiej niż w dwóch poprzednich latach. Organizatorzy nauczeni przykrymi doświadczeniami, stworzyli możliwość ubiegania się o najwyższą w Polsce Wrocławską Nagrodę Filmową także filmom pokazywanym wcześniej na innych festiwalach. Dzięki temu poziom konkursu zdecydowanie podniosły znane już publiczności "Sztuczki" i "Pora umierać". Natomiast fabularne premiery, poza intrygującym, ale nie wybitnym ostanim filmem Piotra Łazarkiewicza "0-1-0", były równie mało interesujące, jak w poprzednich edycjach. Lepiej od filmów fabularnych prezentowały się dokumenty. I międzynarodowe jury takie właśnie filmy postanowiło nagrodzić. Wrocławską Nagrodę Filmową otrzymała nawiązująca do najlepszych tradycji polskiego dokumentu "Złota rybka" Tomasza Wolskiego, ciepła opowieść o domu pomocy społecznej, przypominająca nieco "Nienormalnych" Jacka Bławuta. Równie dobre wrażenie zrobiła nagrodzona za debiut "Gugara" Andrzeja Dybczaka i Jacka Nagłowskiego: dramatyczna opowieść o rozpadającej się małej syberyjskiej społeczności hodowców reniferów.

Konkursy nie były jednak jedynymi atrakcjami festiwalu. Na wrocławskim festiwalu najważniejsza jest bowiem możliwość oglądania filmów innych od tych prezentowanych na co dzień w kinach. W tym roku widzowie mogli obejrzeć na nim 460 filmów. Jedną z wielkich rewelacji, obok prezentacji kina nowozelandzkiego i brazylijskiego, była retrospektywa filmów Andrzeja Żuławskiego (na festiwalu odbyła się także premiera książkowego wywiadu rzeki z reżyserem), które w oczach publiczności ożyły na nowo. We Wrocławiu najważniejsze jak zwykle było kino osobne, dalekie od obowiązujących nurtów, idące na przekór mainstreamowym produkcjom. Era Nowe Horyzonty to bowiem jeden z niewielu festiwali, na których w cenie jest indywidualność, a nie moda.