Filmowy Stark jest właścicielem jednej z najpotężniejszych fabryk broni w USA. Na sprzedaży śmiercionośnych urządzeń zrobił olbrzymią fortunę. Jednak gdy udaje się do Afganistanu, by zaprezentować nowe rakiety balistyczne, zostaje zaatakowany i pojmany przez terrorystów. Organizacja o nazwie Dziesięć Kręgów chce zmusić Starka, by ten - pod groźbą śmierci - zbudował dla nich nowoczesną broń. Inżynier konstruuje jednak superzbroję, dzięki której zdoła wyrwać się z niewoli. Po powrocie do Stanów Zjednoczonych Stark rezygnuje z produkcji broni (spore zapasy amunicji ze swojej fabryki wypatrzył bowiem w obozie terrorystów), a całą energię poświęca na ulepszenie skonstruowanej przez siebie zbroi. Dzięki niej będzie mógł stawić czoła złu i stanąć w obronie ludzkości.
Geneza Iron Mana jest typowa dla większości superbohaterów. Także sam Tony Stark łączy w sobie cechy typowe dla wielu z nich: obrońca ludzkości to w życiu prywatnym szastający pieniędzmi sybaryta (amerykański "Forbes” zaliczył go do dziesiątki najzamożniejszych postaci fikcyjnych), za to o intelekcie Einsteina i zdolnościach MacGyvera). Trudno o większy banał w mocno już wyeksploatowanym świecie komiksowych obrońców sprawiedliwości. Tymczasem "Iron Man” jest sporą niespodzianką - to przebojowe, dynamiczne kino akcji, zrealizowane z dużym dystansem, ale także ze sporym szacunkiem do komiksowej tradycji. Już sam pomysł obsadzenia w roli Tony’ego Starka Roberta Downeya Jra jest przewrotny: komiksowy Iron Man borykał się bowiem z uzależnieniem od alkoholu, a problem ten jest akurat popularnemu aktorowi doskonale znany. Reżyser Jon Favreau celowo pominął wątek alkoholizmu Starka w filmie, nie wyklucza jednak, że w kolejnych częściach ("Iron Man” został zaplanowany jako filmowa trylogia) do niego powróci. Zaś wcielający się w tytułową postać Robert Downey Jr. udowodnił, że w roli superbohatera czuje się naprawdę znakomicie. Nie traktuje swojej postaci śmiertelnie poważnie, jest wyluzowany, zabawny, ale w pełni wiarygodny. Podobnie zresztą jak partnerujący mu znakomici aktorzy: Gwyneth Paltrow w roli asystentki Starka i Jeff Bridges jako jego biznesowy partner (a później nieprzejednany wróg) Obadiah Stane.
W ogóle "Iron Mana” cechuje spore poczucie humoru skutecznie neutralizujące nieuniknioną w amerykańskiej superprodukcji dozę edukacji patriotycznej i wymachiwania flagą. Nachalnej propagandy nie ma zresztą w tym filmie zbyt wiele, co może nawet dziwić, zważywszy na fakt, że "Iron Man” jest wyraźnym głosem poparcia dla Demokratów w zbliżających się w Stanach wyborach. Czy Człowiek z Żelaza pomoże Barackowi Obamie bądź Hillary Clinton w zdobyciu fotela prezydenckiego, tego jednak na razie nie sposób przewidzieć. Za to gdyby sam Tony Stark postanowił ubiegać się o urząd, wygraną miałby w kieszeni.
"Iron Man”, reż. Jon Favreu, USA 2008. W kinach od 30 kwietnia