Organizatorzy Berlinale przyznają też od 2005 roku nagrodę za debiut fabularny na znak, że na tym festiwalu liczy się przede wszystkim nowatorstwo, a nie blichtr jak w Cannes i Wenecji. W tym roku festiwal odda hołd wielkiemu eksperymentatorowi - Luisowi Bunuelowi. Retrospektywę jego filmów otworzy i zamknie specjalna projekcja "Psa andaluzyjskiego".

Reklama

Dla większości uczestników Berlinale (to jedyny festiwal, na który widzowie mogą normalnie kupić bilety) wydarzeniami będą dwa filmy. Pierwszy, wyświetlany już w czwartkową noc, to dokument Martina Scorsese "Rolling Stones w blasku świateł" ("Shine A Light"). Reżyser wykorzystał materiał zarejestrowany podczas ostatniej trzyletniej trasy koncertowej zespołu "The Bigger Bang". Premiera ta może stać się nie tylko wydarzeniem artystycznym, ale także towarzyskim - do Berlina swój przyjazd zapowiedzieli wszyscy Stonesi i mistrz Scorsese. Dodatkowym smaczkiem jest to, że w 58-letniej historii Berlinale nigdy filmem otwierającym festiwal nie był dokument.

W piątkowy wieczór berlińska widownia pozna "Aż poleje się krew" ("There Will Be Blood") Paula Thomasa Andersona ("Magnolia", "Boogie Nights"). Ta rozgrywająca się na przełomie XIX i XX wieku epicka opowieść o początkach biznesu naftowego z Danielem Day-Lewisem zdobyła aż osiem nominacji do Oscara, a Day-Lewis już dostał za swoją rolę Złoty Glob.

Można się domyślać, że właśnie on będzie faworytem publiczności do głównego berlińskiego wyróżnienia - Złotego Niedźwiedzia. Niewykluczone jednak, że tegoroczne jury pod przewodnictwem reżysera Costy-Gavrasa postawi na mniej wystawne produkcje. Przypomnijmy, że w zeszłym roku Złoty Niedźwiedź przypadł chińskiemu "Małżeństwu Tui", które u nas nie weszło do kinowej dystrybucji, a zobaczyć je mogli tylko widzowie festiwalu Filmy Świata.

Dla polskiej publiczności najważniejszy będzie jednak nasz akcent w Berlinale. Z międzynarodową publicznością zmierzy się "Katyń" Andrzeja Wajdy, który zgodnie z wolą reżysera nie będzie oceniany przez jury. Choć Amerykańska Akademia Filmowa doceniła go nominacją do Oscara, spora część polskiej krytyki pozostaje sceptyczna wobec obrazu mistrza. Ciekawe, jak zareagują na "Katyń" Niemcy i Rosjanie. Przypomnijmy, że u tych drugich premiera filmu i decyzja o dopuszczeniu go do dystrybucji oparła się o Kreml. To nie jedyny polski akcent na festiwalu: w sekcji filmów krótkometrażowych (choć poza konkursem) znalazła się też animacja Mariusza Wilczyńskiego "Kizi Mizi" o miłości kota i myszy. Obok filmów Wajdy i Scorsese w prestiżowej sekcji pozakonkursowej zostaną pokazane trzy obrazy: "Kochanica króla" ("The Other Boleyn Girl") ze Scarlett Johansson i Natalie Portman w rolach głównych. I dwa współczesne filmy - rodzinny dramat Dennisa Lee, a także "Be Kind Rewind" - nowe dzieło Michela Gondry’ego, którego uroczysty pokaz zamknie 58. Berlinale w sobotę 16 lutego.

Berlin to przede wszystkim festiwal dla koneserów. Każdy z uczestników święta filmów może wyjechać stąd z tak różnymi wrażeniami, jakby był na innym festiwalu. Zwróciłabym uwagę na kilka konkursowych propozycji. Przede wszystkim na film Ericka Zonki "Julia" - z Tildą Swinton w tytułowej roli. Autor "Wyśnionego życia aniołów" zrobił remake słynnej "Glorii" Johna Cassavetesa. Ciekawie zapowiada się też nowy film Hiszpanki Isabel Coixet (niedawno na naszych ekranach widzieliśmy jej "Moje życie beze mnie") - w "Elegii", opartej na krótkiej powieści Philipa Rotha ("The Dying Animal") piękna Penelope Cruz wzbudzi pożądanie Bena Kingsleya. Poza tym nowy pojawi się nowy film najsłynniejszego brytyjskiego "lewaka" Mike’a Leigh "Happy-Go-Lucky". Zawsze można tez liczyć na Johnniego To, ekscentrycznego chińskiego reżysera, który na festiwalu w Wenecji pokazał film "Mad Detective" - o gliniarzu, który rozwiązuje wszystkie zagadkowe zbrodnie, bo… widzi wewnętrzne osobowości podejrzanych. Aż strach pomyśleć co umie tytułowa "Sparrow" (Jaskółka) z jego najnowszego filmu.

Wybrałabym się też na film Amerykanina Lance’a Hammera. Ten uznany spec od efektów specjalnych (pracował przy dwóch "Batmanach") pokaże dramat o samobójstwie z małą wioską w Delcie Missisipi w tle - "Ballast".

Warto zwrócić szczególną uwagę na tytuły z odległych krajów, bo Berlinale czasem okazuje się w równej mierze wydarzeniem artystycznym, co politycznym. Pokazywane tu w zeszłym roku "Lost in Beijing" młodej chińskiej reżyserki wywołało protest władz Kraju Środka i ostatecznie zostało tam zakazane. Gdyby nie Berlinale, świat mógłby o tym filmie nie usłyszeć.