Triumfalny pochód "Piły”, rozpoczęty przed czterema laty projekcją na festiwalu kina niezależnego Sundance, trwa. I nic nie wskazuje na to, by się zatrzymał. Na ten rok zapowiedziano premierę piątej odsłony krwawej zabawy - pozycja "Koszmaru z ulicy Wiązów” oraz „Halloween” jako najczęściej sequelowanych horrorów wydaje się być zagrożona.
W najnowszej "Pile”, po raz trzeci w reżyserii Darrena L. Bousmana, lecz tym razem według scenariusza początkującego duetu Melton - Dunstan, powracamy do kilku postaci pozostawionych przy życiu w poprzednich częściach. Oczywiście bohaterowie przetrwali tylko po to, by teraz - po konfrontacji z geniuszem martwego majsterkowicza - cierpieć jeszcze gorsze katusze.
Co wrażliwsi zemdleją już na początku filmu, podczas sceny sekcji zwłok Jigsawa, który poległ w walce z nowotworem. Ale nie ze światem, nie ze społeczeństwem, nie z jednostkami niepotrafiącymi docenić daru, jakim jest życie. W swych trzewiach pomysłowy zabójca ukrył kasetkę, a na niej instrukcje dla Rigga. Dowódca policyjnych sił specjalnych z "Piły III” ma półtorej godziny na uratowanie kolegi z pracy - męczennika z części drugiej Erika Matthewsa. Ich losy układanka sprytnie połączy z losami innych osób, które podpadły Panu Pułapce.
Jego intencje, historię, utracony urok osobisty oraz metodę na podryw poznajemy w licznych retrospektywach. Ciężko powiedzieć, by łzawe retrohistoryjki usprawiedliwiały Jigsawa, jednak na pewno dzięki nim antybohater staje się widzowi bliższy, a momentami nawet zaczynamy darzyć go sympatią. Czy to jednak wystarczający powód, by po raz czwarty wybrać się na seans, podczas którego i tak, przerażeni, ciągle zamykamy oczy? Schemat znowu się powtarza. Coraz wyraźniej czuć, że konwencja się wyczerpała. Nawet ta studnia ma dno.
PIŁA IV
USA 2007; Reżyseria: Darren Lynn Bousman; Obsada: Tobin Bell, Lyriq Bent, Costas Mandylor, Diana Meyer; Dystrybucja: Kino Świat; Czas: 95 min
Premiera: 18 stycznia