John Dahl przez lata trzymał się twardo ulubionej konwencji sensacyjnych kryminałów w stylu kina noir. W "Red Rock West", "Zabij mnie jeszcze raz", "Fatalnym romansie" czy "Hazardzistach" zmieniał wprawdzie odcienie, jednak zawsze grał oswojonymi i traktowanymi absolutnie serio gatunkowymi schematami, pamiętającymi czasy świetności czarnego kina. Przez lata wytrwale pracował nad tym, by opinię solidnego stylisty zmienić na pozycję jednego z ostatnich "poważnych" twórców kinowej sensacji opierającego się pokusie popadania w pastisz czy grę cytatami.

Reklama

W "Mokrej robocie" od tonacji serio Dahl odszedł w stronę ekscentrycznej, choć po staremu stylowej czarnej komedii. Dla nas może być ona tym zabawniejsza, że rozgrywa się w środowisku polskiej mafii z Buffalo, którą z interesu wykolegować chcą Irlandczycy. Cynglem pracującym na zlecenie naszego ojca chrzestnego jest główny bohater - niejaki Frank Falenczyk (Ben Kingsley). To alkoholik w wieku średnim, który nawet jak odśnieża wejście do domu, musi rzucać w śnieg butelkę z czymś mocniejszym, by skutecznie motywować się do pracy. Nic dziwnego, że pijany w sztok w kluczowym momencie nawala, za co szef wysyła go za karę do San Francisco. Frank zapisuje się tam do grupy anonimowych alkoholików, zaczyna pracę w zakładzie pogrzebowym, a przy okazji poznaje równie samotną jak on, intrygująco niezależną Lauren (Tea Leoni). Tymczasem podczas przymusowego urlopu Franka szef irlandzkiej mafii (Dennis Farina) stopniowo wykańcza polskich rywali.

Dahl opowiada tę historię w tonie odrobinę nostalgicznym, jakby żałował, że czasy mafii poczciwych Polaków odchodzą w przeszłość za sprawą brutalnych przestępczych międzynarodowych sojuszy. Stereotypy Polaka przywołuje Dahl w dwóch wersjach jednocześnie: prześmiewczej - bohatera klasycznych polish jokes - oraz ciepłej - bandziora wprawdzie, ale sprawiedliwego i wiernego zasadom. Ma to wesołe konsekwencje, bo możemy się pośmiać dodatkowo, gdy Kingsley morduje się nad wypowiedzeniem banalnego "dupa Jasiu", a inni "Polacy" łamią sobie języki na tak swojskich słówkach, jak "kiełbasa", "pierogi", czy "gołąbki".

Choć rozpięcie całej opowieści między cierpkim humorem a patetycznymi archetypami czarnego kryminału nie zawsze wychodzi Dahlowi najzgrabniej, jego film ogląda się dość przyjemnie. Bo też główny wątek życiowej przemiany gangstera pogrążonego w alkoholowej depresji rozwinął reżyser pomysłowo i nieco przewrotnie. Frank przeprowadza bowiem rachunek sumienia, ale wbrew oczekiwaniom nie ma sobie za złe tego, że zabijał. Żałuje tylko tego, że zabijał źle, bo np. po pijanemu nie trafiał do celu za pierwszym razem tylko za siódmym. Jego kręta droga ku moralnej odnowie przyjmuje więc formę serii absurdalnych poczynań z autystycznymi dialogami i groteskową etyczną wykładnią. Ma to swoisty wdzięk i staroświecki urok. Tyle że ciągoty reżysera w stronę realizmu zamiast wznosić opowiastkę na wyższe piętro gry z klasyką, tylko w tej zabawie przeszkadzają.

Mokra robota (You Kill Me)

USA 2007; Reżyseria: John Dahl; Obsada: Ben Kingsley, Tea Leoni, Luke Wilson, Bill Pullman, Dennis Farina, Philip Baker Hall; Dystrybucja: Vision; Czas: 90 min

Premiera: 30 listopada