Podobno warto w ciebie inwestować. Jak zareagowałeś na informację "Forbesa", że jesteś najbardziej dochodowym aktorem sezonu?

Kiedy jakiś czas temu przeczytałem, że George Clooney (z którym grał w "Ocean’s 13" - przyp. red.) został wybrany najseksowniejszym aktorem roku, wysłałem mu e-maila zatytułowanego "Całuski dla króla seksu" i załączyłem artykuł. A on odpisał, że już wie o swoim nowym image’u, bo tekst odczytała mu służąca, kiedy wylegiwał się przy basenie w jednej ze swoich nowych willi.

A na poważnie?

Reklama

Od teraz będę poważny. Nie wierzę w takie rankingi.

Ale twoje wysokie notowania to chyba zasługa Bourne’a?
Nie znam zbyt wielu aktorów, którzy wybierają role razem z księgowym na podstawie przewidywań co do oglądalności i dochodów. Każdy chciałby zagrać w czymś ciekawym. Kiedy zaczęto kompletować obsadę do pierwszego filmu o agencie z amnezją, grałem w małej sztuce w teatrze na West Endzie i przez pół roku nie dostałem żadnej innej propozycji. Właściwie Bourne uratował mnie przed bezrobociem. Teraz towarzyszy mi od siedmiu lat i dzięki niemu mogę grać też w mniej komercyjnych filmach, jak "Syriana" Stephena Gaghana, "Dobry agent" Roberta De Niro czy "Infiltracja" Martina Scorsese. Martin to absolutny mistrz, ale w Stanach nigdy nie zarobił kokosów. Nawet na doskonałego "Wściekłego byka" i moich ulubionych "Chłopców z ferajny" nie chodziły tłumy. To przykre, ale w rankingach popularności jego filmy przegrywają nawet z bardzo średnim "Supermanem". Dlatego powiedziałem Paulowi Greengrassowi: "Stary, masz mi zapłaci pełną stawkę". A na serio, dzięki filmom o Bournie zyskałem pełną wolność. Mogę wybierać interesujące scenariusze nawet mniejszych produkcji i nie zastanawiać się nad tym, ile dzięki nim zarobię.

To już twój trzeci film o Jasonie Bournie, ale planowałeś, że współpracę z agentem CIA skończysz po pierwszym. Nie wierzyłeś w sukces tego przedsięwzięcia?
Nie w tym rzecz. Nie chciałem z góry zapisywać się na długoletni projekt. Nie wiedziałem, jak Bourne’a przyjmie publiczność i czy w ogóle sprawdzę się w tym gatunku. Nie chciałem, żeby kolejny film był tylko kopią poprzedniego i postawiłem twórcom jeden warunek: każda część tej historii musi być lepsza albo przynajmniej zupełnie inna od poprzednich. Drugi film z cyklu ("Krucjata Bourne’a" - przyp. red.) wyreżyserował Paul Greengrass. W "trójce" wziąłem udział głównie ze względu na niego.

Czy zagrałbyś w czwartym filmie o Bournie? Robert Ludlum napisał co prawda tylko trzy książki, ale w księgarniach pojawiły się dalsze części napisane przez innych autorów.







Gdyby Paul Greengrass chciał zrobić kolejny sequel, poszedłbym za nim jak w ogień.

Nawet gdyby postanowił zrobić musical o Bournie?

Pewnie. (Matt Damon wstaje i zaczyna śpiewać barytonem) "Śledzą mnie, gonią mnie, o jasna cholera."

Greengrass zaczynał jako reżyser niezależnych produkcji. Widać to w jego pracy z aktorem?

Reklama

Ma podejście dokumentalisty. Daje aktorom dużo swobody, bo chce, żebyśmy byli tak naturalni, jak tylko to możliwe. To wyjątek w Hollywood, gdzie praca przy filmach przypomina fabrykę. Nawet kiedy kręci się intymną scenę z dwoma bohaterami, pomiędzy nimi stoi gigantyczna kamera. To tak jakbyś próbował się komuś zwierzać, ale kątem oka widział słonia przechadzającego się po pokoju. Trudno się skoncentrować. Greengrass woli stanąć dalej i użyć obiektywu. Nie pozwala też grać specjalnie do kamery. Jedną ze scen kręciliśmy w Moskwie. Zaczynał się zmierzch i wszyscy zaczęli panikować, że będzie kiepskie światło. Chciałem szybko skończyć zdjęcia, więc spytałem operatora, gdzie dokładnie ma kadr, żeby się w nim zmieścić. Paul podbiegł z wrzaskiem, że mam się uspokoić i zachowywać normalnie, a nie próbować wcisnąć się na siłę w jakieś ramki.

Czy zobaczymy to wśród dodatków na DVD?

Kiedy zaczęła się era DVD i filmów w stylu "Making Of..." miałem wrażenie, że część ekip filmowych zamienia się w profesjonalne kabarety. W dodatkach umieszczają jakieś superwybuchowe sceny, które były na tyle kiepskie, że reżyser wstydził się pokazać je w kinie. Po co wkładać to na DVD? To tak jakby wejść do kogoś do domu z psią kupą na dłoni i krzyknąć: "Hej, spójrzcie, o mały włos w to nie wdepnąłęm!". Jednak dodatki do DVD z "Ultimatum..." będą ciekawe, bo specjalna ekipa siedziała z nami non stop. Normalnie przyjeżdżają na kilka dni.

Pewnie sam masz dużą kolekcję DVD. Jakie thrillery lubisz?

Reklama

Teraz przyszły mi do głowy trzy, ale po tym wywiadzie pewnie przypomnę sobie jeszcze 20. Często wracam do "Francuskiego łącznika" Williama Friedkina, "Trzech dni Kondora" Sydneya Pollacka i "Rozmowy" Francisa Forda Coppoli. To chyba jego najlepszy film. Świetnie zagrany, z doskonałym dźwiękiem wyreżyserowanym przez Waltera Murcha. Kiedy oglądałem "Rozmowę", wydawało mi się, że słyszę, kiedy Gene Hackman mruga. Murch reżyserował też dźwięk w "Utalentowanym panu Ripleyu". Nie mogłem się skupić na planie. Cały czas miałem przed oczyma mrugającego Hackmana i zastanawiałem się, czy ja też tak potrafię. To nie przypadek, że wszystkie wymienione przeze mnie filmy powstały w latach 70. Szkoda, że nie mogłem wtedy grać.

Lubisz "Star Treka"? Chodzą słuchy, że masz zagrać w kinowej wersji serialu.

Też doszły mnie te słuchy. Oficjalna propozycja niestety nie. Zadzwoniłem więc do J.J. Abramsa i spytałem, o co chodzi. "Kirk i Spock będą w filmie kończyć szkołę latania. Chyba masz na to przynajmniej o 15 lat za dużo" - odpowiedział. Szkoda. Może zmierzę się z tym filmem innym razem.

Zamiast tego udało ci się zmierzyć z Jamesem Bondem. Niektórzy krytycy piszą, że Bourne go przerósł.

Myślę, że to kiepskie porównanie, bo tych agentów różni wszystko, oprócz wykonywanej pracy. Bond jest ikoną lat 60., niedzisiejszym wytworem zimnej wojny. Skończył się, kiedy upadła żelazna kurtyna. Mike Myers (zagrał m.in. w "Austin Powers: Szpieg, który nie umiera nigdy" - przyp. red.) zarobił fortunę naśmiewając się z tego sztywnika w nienagannie skrojonym garniturze. To imperialista, który rano zabija ludzi, a wieczorem jak gdyby nigdy nic sączy drinki i opowiada głupie dowcipy. Wyobrażasz sobie Bourne’a, który zamawia wstrząśnięte, a nie mieszane martini? Za Bondem stoi rząd, Bourne jest pozostawiony sam sobie. Nie ma nawet głupich gadżetów, które uratowałyby go z każdej opresji. Wątpię, czy by się polubili. Nie wiem nawet, czy Bourne polubiłby się z Ripleyem, choć inteligencją sobie nie ustępują.

W Stanach najbardziej znani agenci to ci z seriali telewizyjnych. Myślisz, że Bourne jest w stanie wygrać wyścig popularności z Jackiem Bauerem z "24 godzin"?

Jack Bauer jest jeden. Ja mam do pomocy Richarda Chamberlaina (grał Jasona Bourne’a w telewizyjnej wersji trylogii z 1988 roku - przyp. red.). Zaczaimy się razem na Bauera przed studiem Fox, gdzie kręci serial, i rozłożymy go na łopatki w trzy sekundy.

Czy przed zdjęciami musiałeś dużo ćwiczyć?

Wręcz przeciwnie. Robiłem, jak najmniej się dało. Podczas pracy nad poprzednimi filmami o Bournie zrezygnowałem z prywatnego życia. Rano bieganie po planie. Wieczorem - trening na siłowni. Teraz mam rodzinę, urodziła nam się córka. Wieczory wolę spędzać w domu. Dlatego prawie nie ćwiczyłem. Jason Bourne nosi kurtkę na suwak. Im późniejszy dzień zdjęciowy, tym wyżej go zasuwałem. Wstyd powiedzieć. Przytyło mi się.