Czy Edith Piaf zasługuje na lepszy film? Jej muzyka go nie potrzebuje, broni się sama. Nikt nie wątpi w jej wielkość. A jej życie? Było małe, czasem żałosne. Iskra boża pada na oślep. Dała geniusz rubasznemu Mozartowi i nieziemski głos prawie niepiśmiennej, zapitej dziewczynie z Montmartre’u. Piaf nawet nie rozumiała, co śpiewa. Nie brała nigdy udziału w pisaniu tekstów piosenek. To nie umniejsza siły jej głosu. Tak jak sztuka nie uwzniośla jej biografii.

Reklama

Podstawowe pytanie dotyczące filmowych portretów wielkich artystów brzmi: kogo chcemy zobaczyć - człowieka czy geniusza? Mimo błędów i przeszarżowanej melodramatyczności film o Piaf godzi te perspektywy. Pokazuje i zwykłą, nieszczęśliwą kobietę i wybitną piosenkarkę.

Pewnie największym błędem Oliviera Dahana była próba pokazania całego życia Piaf = od nieszczęśliwego dzieciństwa po pełną bólu śmierć. W dwóch i pół godzinie projekcji próbował w mozaikowej konstrukcji zamknąć 47 lat burzliwej biografii. Porzucona przez rodziców Edith wychowuje się w Normandii w domu publicznym prowadzonym przez babkę. Jedyną osobą, która okazuje jej uczucia, jest prostytutka Titine (Emmanuelle Seigner), sama opętana chęcią posiadania dziecka. Ale ich wspólne szczęście nie trwa długo: po Edith zgłasza się ojciec zarabiający na życie jako człowiek-guma, który zabiera ją w cyrkowy objazd po kraju. W następnej odsłonie 15-letnia Edith śpiewa na Montmartrze za drobne i trochę za dużo pije. Na ulicy odkrywa ją Louis Leplée (Gerard Depardieu), daje jej zatrudnienie w kabarecie przy Champs-Élysées i wymyśla pseudonim La Môme Piaf. Wtedy też umiera jej jedyne dziecko - dwuletnia córka.

Potem jest już wielka sława: koncerty w paryskiej Olimpii, podbój Ameryki. W 1959 roku 44-letnia Piaf, która wygląda na lat 70, mdleje podczas koncertu. Kiedy współpracownicy chcą ją zawieść do szpitala, krzyczy: "Jeśli nie wrócę zaśpiewać, umrę!"

Reklama

Siła "Niczego nie żałuję" tkwi właśnie w emocjach, na które chyba nikt nie pozostanie obojętny. Do cna udało się też Dahanowi pokazać przeobrażanie się zapitej 15-latki w wielką Edith. W dużej mierze jest to zasługa doskonałej Marion Cotillard w roli Wróbelka. Oryginalny śpiew Piaf, którą Cotillard świetnie naśladuje, to atut, którego nie trzeba tłumaczyć.

Można zarzucić temu filmowi kiczowatość, ale i życie Piaf takie było. Otwierającego obrazka zaniedbanej płaczącej dziewczynki nie wymyśliłby najlepszy spec od wyciskania łez. I choć "Niczego nie żałuję" zbudowane jest z najbardziej dramatycznych i znanych faktów z życia Piaf, jest w nim jakaś mocna, smutna prawda. Że nigdy nie mamy tego, czego pragniemy, że każdy z nas - nawet ci najwięksi - noszą w sobie pragnienie obecności drugiego człowieka, banalną potrzebę miłości i wstydliwy lęk przed samotnością.


"Niczego nie żałuję"
Francja 2007; Reżyseria: Olivier Dahan; Obsada: Marion Cotillard, Sylvie Testud, Pascal Gregory, Gerard Depardieu, Emmanuelle Seigner; Dystrybucja: Best Film; Czas: 140 min
Premiera: 11 maja