Polscy aktorzy "gwiazdami" zostali nazwani dopiero w 1930 roku. Ówcześni krytycy filmowi śmiali się wtedy, że wraz z nowym nazewnictwem aktorskie sławy będą dużo szybciej zachodzić.

Reklama

Mimo że w latach 30. uważano, że zawód aktora czy aktorki do szanowanych i porządnych nie należy, młode dziewczęta i chłopcy marzyli o dostaniu się przed kamery.

Początkująca wówczas aktorka, Zofia Batycka, na łamach miesięcznika "Kino" ze wstydem opowiadała czytelnikom: "Liczę się ze wszystkimi konsekwencjami, ale cofnąć się już nie chcę i nie cofnę się". Wyznanie aktorki brzmiało tak dramatycznie, jakby kobieta chciała co najmniej popełnić samobójstwo, tymczasem Zofia publicznie oświadczyła tylko… że zdecydowała się na zawód aktorki.

Już w dwudziestoleciu międzywojennym media skutecznie podgrzewały atmosferę wokół sławnych aktorów. Szeroko komentowano romanse, sprawy rozwodowe i to, w jakiej kreacji i z kim dana aktorka pokazała się na przyjęciu.

Nie było żadnej świętości! Słynnym, szeroko komentowanym przez światowe media skandalem był gorący romans Poli Negri z ekranowym kochankiem wszech czasów Rudolfem Valentino. Również polscy czytelnicy byli dokładnie i ze wszystkimi szczegółami informowani o życiu i związku obu gwiazd.

Dwudziestolecie międzywojenne od naszych współczesnych czasów różniło niewiele elementów, przynajmniej w kwestii promowania sław. Istotna różnica istniała tylko w kwestii... talentu. Gwiazda musiała zapracować na swój status - zagrać w kilku filmach, pojawić się na deskach teatru, zebrać pozytywne recenzje - dopiero wtedy wzbudzała zainteresowanie ówczesnych tabloidów. W latach 30. zaistnienie takiej Paris Hilton czy Agnieszki Frykowskiej byłoby raczej niemożliwe.

Inna rzecz, że zdesperowane brakiem zainteresowania prasy aktorki godziły się nawet na wpół rozebrane zdjęcia do gazet. W latach 30. czytelnicy mogli podziwiać nagie wdzięki Ireny Gawęckiej. Aktorka znana z filmów "Magdalena" i z "Dnia na dzień" w ten mało wysublimowany sposób starała się podreperować swoją popularność.

Aktorki na łamach prasy zdradzały sekrety zarówno swojego serca, jak i szafy. Jadwiga Smosarska sprzedała gazetom prawa do swoich wakacji. Piękna aktorka w dużym, ilustrowanym zdjęciami artykule opowiedziała, z kim, gdzie i jak spędziła swoje wczasy. Zula Pogorzelska w osobno prowadzonej rubryce dawała dobre rady, co robić, aby być piękną - rozprawiała o fryzjerze i powabnej garderobie.

Aktorzy wydzwaniali do redaktorów, by ci zamieszczali na łamach ich wyznania miłosne. Właśnie tym sposobem posłużył się słynny przedwojenny aktor Jan Kurnakowicz - w latach 30. zamieścił ogłoszenie tej treści: "Kocham się w Smosarskiej" w jednym z tygodników ogólnopolskich.

Jednym ze sposobów na niezłą promocję były przejażdżki kabrioletami po stołecznych ulicach, ustawiony fotograf robił zdjęcie, uprzednio poinformowany dziennikarz pisał artykuł i już gaża w kolejnym filmie rosła. Tak pewnie narodzili się paparazzi...