"This Is It"
USA 2009; Reżyseria: Kenny Ortega; Dystrybucja: UIP 112 ; Czas: 94 min; Premiera: 28 października; Ocena 1/6

Trudno zliczyć ilość składanek i wznowień, które zdążyły się ukazać od śmierci Jacksona. Wydają je wszyscy, którzy mają jakiekolwiek prawa do utworów kiedykolwiek przez niego nagranych, czy to z czasów Jackson Five, czy to z początków kariery, czy odrzutów z płyt czasów świetności. Trwa wielka wyprzedaż spuścizny Jacko, a na rynek trafia wszystko, co fani na fali podgrzewanej żałoby mogą kupić.

Już w kilka dni po jego śmierci Sony Music za 60 milionów dolarów kupiło prawa do filmowych materiałów z prób, jakie odbywał Jackson przygotowując swój wielki comeback serią 50 koncertów w londyńskiej O2 Arena. Większość materiału została nakręcona w ostatnich tygodniach przed śmiercią Jacksona podczas prób w Forum i Staples Center w Los Angeles. Poszatkowany, rejestrujący wszystko jak leci materiał wziął w swoje ręce znany z serii „High School Musical” Kenny Ortega, który miał być reżyserem przygotowywanego przez Jacksona show. Ze ścinków zmontował film „This Is It”, na który bilety dawno już w Ameryce się wyprzedały.

Zresztą „This Is It” trudno tak naprawdę nazwać filmem, podobnie jak trudno nazwać składanką ukazującą się tego samego dnia płytę ze ścieżką dźwiękową do tego widowiska. To raczej filmowo-muzyczny collage rejestrujący oprócz samych prób również wywiady z rodziną i przyjaciółmi Jacksona.

Oglądając to dzieło trudno ukryć niesmak i pozbyć się uczucia, że to nie żaden hołd dla Jacksona, ale raczej produkt wypreparowany przez żerujące na jego trupie stado sępów. Jedno wielkie kłamstwo oferujące wypreparowany wizerunek, w który nawet najbardziej bezkrytycznym, ślepo zakochanym fanom trudno byłoby uwierzyć.

Z umowy wynikało, że w filmie nie mogą znaleźć się żadne fragmenty, które pokazywałyby Jacksona w negatywnym świetle. Ortega zatem tak posklejał surowy materiał z prób, by nie daj boże nie przemycić jakichkolwiek oznak choroby czy choćby zmęczenia. Wręcz przeciwnie, z „This Is It” wynika, że Jackson tuż przed śmiercią był okazem zdrowia, tryskał pozytywną energią, biegał po scenie niczym nastolatek, po staremu wyginał gibkie ciało i w ogóle nic a nic mu nie dolegało. Można i tak. Wszakpodrasowany pomnik króla popu sprzedać łatwiej i w ich mniemaniu pewnie moralniej niż rzetelny dokument, który pokazałby inną prawdę o ostatnich tygodniach jego życia.

Muzycznie też nie ma w tym filmie żadnych nowości, bo przecież reklamowany jako premierowy utwór tytułowy „This Is It” to nie żadna nowość, ale kawałek wygrzebany ze śmietnika rzeczy wcześniej odrzuconych. Na pociechę fani mogą za to posłuchać i zobaczyć Jacko recytującego wiersz.

Niby nic w tym zaskakującego. Na śmierci gwiazd zarabia się dość bezceremonialnie nie od dziś, ale to przedsięwzięcie jest jednak bardziej jeszcze żenujące niż zwykle. Żeruje na spuściźnie Jacksona zbyt ostentacyjnie i bezczelnie. Mimo patetycznych deklaracji Ortegi, zapowiadającego, że chce pokazać światu „pełne poświęcenie, pasję i kreatywność, które Michael włożył w ten projekt”, mimo pozornie szlachetnego celu uhonorowania Jacksona, to zwykłe popłuczyny. A reklamowanie kryształowo czystego dźwięku i obrazu HD, zapowiadanie przekazania części dochodów na Fundację Jacksona tym bardziej zakrawają na marketingową hipokryzję, że przecież pomnik wypreparowany ze śmieci nie przestanie być odpadem doczepionym na chama do całego pogrzebowego rytuału odprawianego przez media po śmierci Jacksona.

Parę osób postanowiło jeszcze więcej zarobić, nie dziwi więc zapowiedź wydania na DVD wersji reżyserskiej „This Is It” – pewnie jeszcze bardziej nudnej i nieprawdziwej niż to, co można oglądać w kinie.