Życie w odizolowanym od świata domu poprawczym toczy się ślimaczym tempie, a zachowaniami bohaterów rządzą ograne do bólu schematy. Film, który zaczyna się jak wprawka nieudolnego ucznia Hanekego, z biegiem czasu zamienia się w ekranizację "Władcy much" utrzymaną w efekciarskim stylu Michaela Baya. "Wyspa skazańców" nie reprezentuje jednak atutów żadnej z wykorzystywanych konwencji.
Scenariusz filmu Mariusa Holsta przypomina szkicownik pełen niedopracowanych pomysłów i luźnych uwag, które nie podlegają należytemu rozwinięciu. W efekcie "Wyspa skazańców" nie pokazuje absolutnie nic, czego nie widzielibyśmy wcześniej w setkach podobnych fabuł utrzymanych w nurcie kina więziennego. Prezentowana przez Holsta brutalność strażników już nie wstrząsa, nadużycia dyrektora ośrodka nie wzbudzają potępienia, a wyrażona przez wychowanków wola buntu nie ma w sobie mocy, by imponować.
To, co w "Wyspie skazańców" oryginalne i godne uwagi, wynika w dużej mierze z kontekstu pozaekranowego. Film Holsta wyraźnie sympatyzuje ze zbuntowanymi wychowankami poprawczaka przeciwstawiającymi się działaniom zdemoralizowanych funkcjonariuszy państwowych. Reżyser, który czerpie z autentycznej historii i cofa się do początku XX wieku, wyraźnie wskazuje na to, jak głębokie podłoże ma obwieszczany nieraz kryzys skandynawskiego socjalizmu. Dzięki temu "Wyspa skazańców" być może ułatwi niektórym osobom zrozumienie tego, dlaczego w Norwegii mogło dojść do tak wstrząsającego wydarzenia jak masakra dokonana przez Andersa Breivika. Będący wyrzutem sumienia norweskiej demokracji zamach na wyspie Utoya został w końcu przeprowadzony raptem kilka miesięcy po światowej premierze filmu Holsta. Problem w tym, że jego konsekwencje okazały się znacznie bardziej realistyczne niż nieznośnie melodramatyczny finał "Wyspy skazańców".
Wyspa skazańców | Norwegia, Szwecja, Francja 2010 | reżyseria: Marius Holst | dystrybucja: Alter Ego Pictures | czas: 116 min