"Hiacynt"

Punktem wyjścia filmu Domalewskiego jest wciąż lekceważona w podręcznikach operacja "Hiacynt" z lat 1985-87, w trakcie której Służby Bezpieczeństwa na rozkaz generała Kiszczaka zbierały "różowe teczki" na polskich gejów. Liczbę zinwigilowanych o "nieprawomyślnej" orientacji szacuje się na około 11 tysięcy.

Reklama

Twórcy filmu nie po to jednak podpisali kontrakt z Netflixem, żeby robić szkolną czytankę. I bardzo dobrze. Tym bardziej, że Domalewski ciekawiej wypada w atrakcyjnej formule thrillera niż jako epigon Smarzowskiego. Dotąd bowiem, choć warsztatowej biegłości i swobody reżyserowi "Cichej nocy" i "Jak najdalej stąd" bynajmniej nie brakowało, grubo ciosane fabuły rzucały się cieniem na jakości obrazów.

Przy "Hiacyncie" Domalewski po raz pierwszy pracował na cudzym tekście. I jest to decyzja chwalebna. Scenarzysta Marcin Ciastoń ma świetne ucho do dialogów i zgrabnie łączy jakże charakterystyczne dla PRL-u "państwowe" z "prywatnym", projektując szersze zjawisko na doświadczenia jednostki.

Trwa ładowanie wpisu

Bohaterowie stworzeni przez Ciastonia są co prawda archetypiczni, i to poniekąd podwójnie, bo zarówno w kontekście kina gatunku, jak i kina moralnego niepokoju: młody milicjant-idealista, surowy ojciec-wojskowy, umoczony aparatczyk, zły glina etc. Niemniej potrafią zaskoczyć i w większości przypadków nie wyglądają już na jednowymiarowych do bólu, nawet jeśli momentami można mieć déjà vu z "Cichą nocą": Tomasz Ziętek znów jest wycofany i spięty (i najlepszy aktorsko), Tomasz Schuchardt znów jest chętny do bitki i popitki, niczym kolejna wersja tamtejszego szwagra. Inna sprawa, że nawet w obrębie stereotypu aktorzy - w tym również Tomasz Włosok, Adrianna Chlebicka czy Sebastian Stankiewicz - tworzą interesujące, relatywnie zniuansowane postaci.

Film przekonuje także wizualnie. Ekipie Domalewskiego, wśród której znaleźli się operator Piotr Sobociński Jr., scenografka Jagna Janicka, kostiumografka Ola Staszko i charakteryzatorka Daria Siejak, udało się zobrazować odpowiednio szary i przygnębiający PRL, który nie wygląda jednak jak rekonstrukcja historyczna, lecz ma żywy i namacalny wymiar.

Ale "Hiacynt" to nie tylko kryminał. To również historia zakazanej miłości, co zostało zasugerowane już w trailerze i materiałach promocyjnych, zatem trudno to uznać za spoiler.

Reklama

Trudno też nie mieć ambiwalentnych odczuć w aspekcie wątku miłosnego. Stanowi on paradoksalnie siłę i słabość filmu. Siłę, gdyż gejowska love story to w polskim kinie wartość sama w sobie, a co dopiero gdy - jak tu - romans jest świetnie zagrany i poprowadzony, z realistyczną i wyrazistą sceną erotyczną. Słabość, bo sympatyczny milicjant zakochujący się w inwigilowanym chłopaku to wydarzenie, delikatnie rzecz ujmując, dość nietuzinkowe. Oczywiście życie pisze najbardziej nieprzewidywalne scenariusze i skoro historia zna przypadki miłości esesmanów do żydowskich więźniarek, to czemu nie przyjąć na wiarę przypadku z "Hiacynta", szczególnie że "to tylko film". Wszelako problem leży nie tyle w wiarygodności, ile w nienależytym wyeksponowaniu wątku. Owszem, Domalewski z Ciastoniem bardzo sprawnie lawirują między staroszkolną sensacją a intymną opowieścią o odkrywaniu własnej seksualności, ale pobieżnie nakreślona relacja Roberta (Ziętek) i Arka (Hubert Miłkowski) nie robi spodziewanego wrażenia, nie ma intensywności - by daleko nie szukać - niemieckiej "Siły przyciągania", również o środowisku mundurowych. A że "Hiacynt" i jako thriller nieco wytraca suspens w nazbyt pospiesznej końcówce, wydaje się, że półtorej godziny z hakiem to jednak za mało, by wszystkie trzy główne motywy - kryminalny, miłosny i historyczny - mogły stosownie wybrzmieć. W takim ujęciu tematu właściwszy byłby chyba miniserial.

Niemniej to i tak seans obowiązkowy. Ze względów poznawczych, ale również jako cierpki komentarz do naszej obecnej rzeczywistości. Ekranowy PRL jest "strefą wolną od LGBT" też "tylko" nieoficjalnie, homofobia jest rozgrywana politycznie dla doraźnych korzyści, a wśród najbardziej zażartych homofobów u władzy są niewyoutowani geje. Takie kwiatki.

Gdzie zobaczyć: Netflix