Rockford w stanie Illinois, przygnębiające miasto o wysokich wskaźnikach bezrobocia i przestępczości. Tu z trzecią żoną, niezadowoloną zresztą z przeprowadzki z Nowego Jorku, zamieszkiwał Leopold Tyrmand, po tym jak dostał fuchę wykładowcy na tamtejszym uniwersytecie. Tu też dorastają trzej bohaterowie "Jutro albo pojutrze", zróżnicowani charakterologicznie i rasowo - impulsywny Zack jest biały, niepewny Keire to Afroamerykanin, a wyciszony Bing ma korzenie azjatyckie. Co ich natomiast łączy, to miłość do deski, niski status społeczny oraz - o czym dowiadujemy się w miarę upływu doskonale pomyślanej narracji - doświadczenie przemocy domowej.

Reklama

Co nietuzinkowe, Bing nie tylko jest jedną z centralnych postaci dokumentu, ale również jego reżyserem. Co jeszcze ciekawsze, film powstawał aż 12 lat. Dokładnie tyle, ile głośny "Boyhood", inny zapis dorastania w Ameryce. Zasadnicza różnica polega jednak na tym, że opus magnum Richarda Linklatera było od początku wykoncypowane, zaś projekt Liu powstawał spontanicznie; pierwsze nagrania to po prostu amatorska rejestracja "zajawki" skaterów, prywatne wideo na własny użytek, które z czasem przerodziło się w pomysł na film wychodzący daleko poza hobby.

Media

Obserwujemy zatem uchwycone w duchu cinéma vérité losy przyjaciół od dzieciństwa do dwudziestoparoletniej dorosłości, czy może raczej "dorosłości", już od progu naznaczonej traumą, którą każdy przepracowuje na swój sposób. Jak w tyglu mieszają się tu problemy rodzicielskiego zaniedbania, niespodziewanego ojcostwa, pierwszej pracy, tożsamości rasowej, toksycznej męskości, imigracji czy alkoholizmu.

Skateboarding działa na to wszystko na zasadzie wentyla bezpieczeństwa, jest - jak zauważa Zack - "jedyną normalną rzeczą w tym nienormalnym świecie". Ale z czasem i jego robi się coraz mniej, a kumple, zajęci swoimi sprawami, oddalają się od siebie. U Binga funkcję katartyczną przejmuje wówczas filmowanie, Keire rzuca się w wir pracy, zaś Zack, radzący sobie z kłopotami najgorzej z całej trójki, decyduje się na ucieczkę nie tylko metaforyczną.

Film przejmująco obrazuje zarówno bolesną rzeczywistość młodych ludzi z miast bez perspektyw, jak i zaklęty krąg dysfunkcjonalnych rodzin, z przemocą i frustracją wpisaną poniekąd w DNA. I choć efektowne grindy na poręczach czy piwoty na rampach zapewniają zarówno bohaterom, jak i nam, widzom, mnóstwo satysfakcji, w powietrzu wciąż wisi widmo dorosłości - triku niemal nie do opanowania.

Trwa ładowanie wpisu

"Minding the Gap", USA 2018, reż. Bing Liu, dystrybucja: Against Gravity

Film w kinach od 5 kwietnia.