Jaki Paryż znacie z kina? Jakie skojarzenia budzi w was stolica Francji? No właśnie. A teraz - wyobraźcie sobie film, który z bohaterów czyni kanadyjską turystkę mimo woli, bezdomnego, ale także m.in. pracowników zakładu pogrzebowego oraz poszukującą szczęścia staruszkę. Nic nie jest takie, jakiego byśmy się po takim zarysowaniu głównych postaci spodziewali. Duet twórców bawi się naszymi skojarzeniami, nakazuje inaczej patrzeć na klisze, które natychmiast pragniemy wyświetlić przed swoimi oczami.
Pomysłowy,ale u ekscentryczny, jest sposób pokazywani miejsc i postaci. Wszystko wydaje się być wynaturzonym światem prosto ze zdjęć shutterstockowych z przerysowanymi, celowo przejaskrawionymi, podkręconymi w edytorze kolorami. Efekt jest dla niektórych pretensjonalny, dla innych groteskowy - pozwala jednak spojrzeć na miejsce i losy poprzez pryzmat ekstrawaganckiego, a na pewno prowokującego poczucia humoru. Bezdomny kocha się z staruszką, która nazywa go przystojnym, choć jedynym, u którego budzi on natychmiastową sympatię jest pracownik domu pogrzebowego, którego codziennością jest spopielanie zwłok. Niezapomniana jest scena mowy pogrzebowej i moment, w którym odcinany jest krawat.
Paryż pokazywany z tej perspektywy wydaje się być miastem dziwnym, takim, w którym Tim Burton za chwilę nakręci połączenie horroru w komedią romantyczną.
Twórcy bawią się wraz z nami symbolami popkultury. Pokazują, jak przywiązani jesteśmy do schematów, jak wiele znaczeń i kluczy zostało wprowadzone w nasze głowy jakby bez zgody, a na pewno bez świadomego potwierdzenia.
Nie wszystko w świecie wartości jest wywrócone do góry nogami - ostatecznie najważniejsze okazują się miłość i relacje, słowa wypowiadane między ludźmi. Jeśli coś po obejrzeniu "Paryża na bosaka" może być budujące, to na pewno to.