Najprościej "Zabójczynię" czytać jako feministyczną odpowiedź na filmy w rodzaju "Domu latających sztyletów". Tytułowej, żyjącej w Chinach w X wieku bohaterce nie mrugnie powieka, kiedy przyjdzie dokonać jej kolejnego morderstwa. Nie ma na nią mocnych.
Ale nie o kobiecy punkt widzenia tu chodzi. Płeć bohaterki znaczenie ma dla fabuły i dla wydźwięku filmu niewielkie. Reżyserowi bardziej niż na feministycznym wuxia zależało na stworzeniu nietypowego coming of age story. Wychowana przez mniszkę bohaterka ma jasno sprecyzowane priorytety. Na pierwszym miejscu stoi posłuszeństwo wobec swojej pani. A ta ma dość nietypowe wymagania. Podopieczną wykorzystuje do eliminowania kolejnych watażków, którzy – w jej odczuciu – doprowadzają do zguby państwo i naród. Początkowo zabójczyni ślepo podporządkowuje się zleceniom przełożonej. Do czasu.
Zmiana zachodzi, kiedy celem staje się jej kuzyn, z którym niegdyś weszła w bliższą relację. Dziś tamten czas jest jedynie wspomnieniem. Przefiltrowany przez dotychczasowe doświadczenie wydaje się już wyłącznie chwilą słabości, młodzieńczą egzaltacją, nad którą kiedyś nie udało się bohaterce zapanować. Dziś historia nie ma prawa się powtórzyć. Ale tajwański mistrz kina Hou Hsiao-hsien dobrze wie, że stara miłość nie rdzewieje tak łatwo.
Z chwilą kiedy bohaterka odkrywa, że życiowa satysfakcja ma wiele źródeł, nie ogranicza się jedynie do spełniania woli totalitarnej pani, "Zabójczyni" zmienia kierunek. Z sensacyjnego, krwawego kina historycznego staje się filmem o dojrzewaniu do budowania własnej tożsamości. Jeśli więc dopatrywać się tu wątków feministycznych, to raczej w tym aspekcie. Kiedy bohaterka zaczyna podważać cel danej jej misji, staje się o wiele silniejsza, niż kiedy staje w szranki z mężczyznami. Fizyczne konfrontacje są mechaniczne, kierowane instynktem. Refleksja nad słusznością dokonywanych czynów ma zaś w sobie nutkę goryczy i zagubienia, co niepokonanej bohaterce nadaje cechy typowo ludzkie. Pozwala jej dostrzec choćby to, że złożyć broń oznacza czasami wygrać. A dopiero kiedy stanie się człowiekiem, może odkryć swoją kobiecość. Przekonać się, że na drugą osobę jest w stanie działać tak przez swoją fizyczność, jak i emocje i pożądanie.
Paradoksem tego filmu, a zarazem sprytnym wybiegiem reżysera jest zderzenie ciepła i piękna kadrów z zimnem i zwierzęcością bohaterki. Wierzymy, że uda się jej dokonać kroku naprzód, dojrzeć do tego, by patrzeć na otaczającą ją rzeczywistość oczami nas, widzów. W pierwszej części filmu trudno przecież wyobrazić sobie, aby była w stanie cieszyć się tym, co ją otacza. Jej umysł przesłaniają nauki zepsutej i rozczarowanej światem pani. Tylko jeśli dostrzeże piękno świata, będzie w stanie liczyć się z ludźmi z jej otoczenia. Przed widzami stoi podobne zadanie: tylko jeśli nauczymy się doceniać estetyczną stronę tego filmu, docenimy piękno kryjącej się w nim opowieści i zrozumiemy sportretowaną w nim bohaterkę. Ani dla niej, ani dla nas nie będzie to zadanie łatwe. Jednak ci, którzy mu podołają, doświadczą satysfakcji, jaką zaoferować może jedynie X muza.
Zabójczyni | Tajwan, Chiny 2015 | reżyseria: Hou Hsiao-hsien | dystrybucja: Gutek Film | czas: 105 min | w kinach od 18 marca