Dulszczyzna jest jak przekazywany z pokolenia na pokolenie gen. Córka Dulskiej, choć tak jak matka brudy prałaby w czterech ścianach, nawet przed rodzicielką ma sekrety. Te pozwalają jej trzymać starszą panią w szachu. Wnuczka, żyjąca współcześnie reżyserka, jest już z pokolenia tych, którzy nie potrafią przeżyć tygodnia bez wizyty na kozetce.
"Panie Dulskie" to przyjemne zaskoczenie festiwalu w Gdyni. Po Filipie Bajonie, mającym na koncie fatalną adaptację "Ślubów panieńskich", trudno było spodziewać się kina lekkostrawnego, a przy tym dowcipnie odnoszącego się do nadwiślańskiej mentalności. Jest tu kilka niezłych scen, jak ta z babcią Dulską, której noga nigdy nie stanęła na sali kinowej, po obowiązkowej wizycie na seansie "Czapajewa" uzależnia się do tego filmu. Podobnie jest z powracającą jak mantra domeną rodziny: Dulscy nigdy w nic się nie angażują. Dziś podobna postawa podlega napiętnowaniu. Ale w filmie Bajona widać odbicie tych, których aktywizm społeczny kończy się na kliknięciu przycisku "Wezmę udział" w wydarzeniu na Facebooku, i tych, którzy zarzekają się, że czegoś nie znoszą, zanim tego spróbują.
Problem budzi natomiast przedstawienie kobiet. Dulskie, choć przebiegłe i umiejące o siebie zadbać, to sekutnice i hetery pierwszej wody. Panujący w ich kamienicy matriarchat to czysty totalitaryzm, który przetrwał kolejne zmiany politycznego systemu w kraju. Jeszcze humor czy już mizoginia?
PANIE DULSKIE | Polska 2015 | reżyseria: Filip Bajon | dystrybucja: Kino Świat | czas: 91 min