Obraz Pete'a Doctera okazał się – całkiem zresztą zasadnie – rewelacją tegorocznego festiwalu w Cannes. Chociaż z pozoru mogłoby się wydawać, że błyskotka Pixara nijak ma się do przyciężkawych, artystycznych filmów o Zagładzie ("Syn Szawła" László Nemesa), naturalistycznej wiwisekcji związku z niesymulowanymi scenami seksu ("Miłość" Gaspara Noégo) czy lesbijskiego romansu osadzonego w latach 50. XX wieku ("Carol" Todda Haynesa), to właśnie o "W głowie się nie mieści" dyskutowano długo i tym filmem się zachwycano. Daje to pewne świadectwo o oczekiwaniach, jakie mamy dziś w stosunku do kina, i potrzebach, jakie ono zaspokaja.
Hollywoodzka animacja sprawdza się na wielu poziomach. Nie tylko jest porywająca wizualnie (ale to przecież w przypadku animatorów Pixara żadne zaskoczenie), ale też podchodzi nas w bezpretensjonalny sposób. Twórcy stawiają pytanie o to, co by było, gdyby emocje miały... emocje. To oczywiście kwestia, na której temat refleksje snuć będą milusińscy, zachęceni odpowiednio warstwą fabularną. Twórcy zabierają nas do głowy głównej bohaterki, nastolatki Riley, którą zamieszkuje piątka kompanów: Radość, Strach, Gniew, Odraza i Smutek. To od ich decyzji zależy postępowanie dziewczyny, a także nastrój, w jakim się znajduje. Jest jednak "W głowie się nie mieści" żywiołowym komentarzem także do świata dorosłych. Żyjemy wszak w czasach, kiedy trendem jest mieć własnego psychoanalityka i karmić się xanaksem lub jego substytutami. Tak bardzo spragnieni jesteśmy przecież radości od życia, że każdy dołek tratujemy jako osobistą porażkę.
I o tym właśnie traktuje "W głowie się nie mieści" niosące edukacyjny przekaz, który przyda się nie tylko dzieciakom. W głowie bohaterki hegemonię próbuje sprawować Radość, która nie chce, by Riley kiedykolwiek doznawała smutku. Musi upłynąć sporo ekranowego czasu, zanim emocja uświadomi sobie, że tylko symbiotyczne trwanie Radości i Smutku pozwoli dziewczynie na zachowanie harmonii. Jedynie smutne wspomnienia pozwolą jej docenić te radosne. Uśmiech na twarzy wystąpi zaś tylko wtedy, kiedy poprzedzi go smutny grymas.
Brzmi to wszystko nieznośnie banalnie, ale twórcy postarali się, by ten – skądinąd oczywisty – przekaz wybrzmiał na ekranie bez cienia łopatologii i pretensjonalności. Pomagają temu zwłaszcza świetne dialogi, pełne nośnych one-linerów. Dobrze sprawdziła się także konstrukcja postaci, oparta na stereotypie. Aktualna jest zwłaszcza emocja odpowiadająca za smutek, która wygląda tu jak personifikacja depresji. Wiecznie nieszczęśliwa i ociężała, patrzy na świat jedynie permanentnie smutnymi oczami. Twórcy obchodzą się z nią jednak wyjątkowo łagodnie, dając nam do zrozumienia, że lekarstwem nie jest zwalczanie jej, ale nauczenie się życia razem z nią. Dla młodych widzów to idąca w kontrze do animowanych przekazów wyjątkowo cenna lekcja, choć niewesoła.
W GŁOWIE SIĘ NIE MIEŚCI | USA 2015 | reżyseria: Pete Docter | dystrybucja: Disney | czas: 94 min | premiera: 1 lipca