Reżyser nie ukrywa, że opowieść o tajemniczych bliźniakach kształtujących swą osobowość pod wpływem okropieństw II wojny światowej traktuje na prawach wielkiej metafory. Film można traktować jako egzorcyzm odnoszący się do wstydliwej węgierskiej przeszłości z lat 1939–45. Równie zasadne byłoby odczytanie "Dużego zeszytu" jako na wskroś współczesnego ostrzeżenia przed skutkami nacjonalistycznej gorączki premiera Orbana. Cóż z tego jednak, jeśli strojący się w szaty moralisty reżyser mimochodem wychodzi na cynika? Trudno oprzeć się wrażeniu, że przyglądanie się procesowi brukanej niewinności bohaterów sprawia Szászowi przyjemność właściwą świadkom średniowiecznych egzekucji.

Reklama

Chwilami nad "Dużym zeszytem" unosi się grafomańskie widmo "Malowanego ptaka". Węgierski twórca sprawia wrażenie, jakby chciał dorównać Jerzemu Kosińskiemu w bombardowaniu odbiorcy obrazami patologii. Podjęta przez Szásza próba szantażu emocjonalnego okazuje się jednak zupełnie nieskuteczna. Kolejne sceny gwałtów, mordów i poniżeń zamiast rosnącego przejęcia budzą wyłącznie znużenie. Zapewne dzieje się tak dlatego, że estetyka szoku służy reżyserowi wyłącznie do sformułowania banalnych w gruncie rzeczy wniosków. Trudno w końcu uznać za szczególnie pasjonujące rozważania Szásza o podatności jednostki na wpływ otoczenia i ujawnianej przez nią w ekstremalnych sytuacjach skłonności do okrucieństwa.

Znacznie ciekawszy rezultat przyniosły niedawno refleksje nad mechanizmami rodzenia się zła snute w "Białej wstążce" Hanekego. W trzygodzinnym filmie austriacki twórca nie bał się sięgnąć po rozwiązania rodem z intrygi kryminalnej, a posępny ton całości przełamywał zaskakującym humorem. Pozorne zbanalizowanie uczyniło zawartą u Hanekego grozę jeszcze bardziej autentyczną. Zupełnie inaczej dzieje się w "Dużym zeszycie", gdzie rzekomo wzniosłe treści okazują się tylko nic niewartymi szkicami.

DUŻY ZESZYT | Austria, Francja, Niemcy, Węgry 2013 | reżyseria: János Szász | dystrybucja: Aurora Films | czas: 100 min