Amanda Collier i Dawson Cole zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia (chociaż większą inicjatywę przejawiała o dziwo ona). Ich znajomość kwitła niczym wspaniały, kolorowy ogród, lecz w wyniku tragicznych wydarzeń para musiała rozstać się na dwadzieścia jeden lat. Po tym czasie ponownie spotykają się na pogrzebie wspólnego przyjaciela, zaś uczucie odżywa na nowo.
Jeśli ktoś jeszcze ma wątpliwości, jak cała sprawa się potoczy, to muszę je rozwiać. "Dla ciebie wszystko" zbudowane jest z najbardziej wytartych i opatrzonych klisz kina romantycznego. Wszystko da się tu przewidzieć z dokładnością niemal co do sekundy. Nie bardzo wiadomo poza tym, o czym jest ten film. O wielkiej miłości, która pokona wszelkie przeszkody? O tym, iż nie ma znaczenia, że on jest ze złej rodziny, a ona wręcz przeciwnie? Przykro mi, ale prawdziwego życia jest tu tyle, co kot napłakał. Dla lepszego zrozumienia schematów, którymi operują twórcy, zagadka – jak zachowa się ojciec Amandy na wieść, że córka umawia się z Dawsonem i co mu zaproponuje, żeby zostawił ją w spokoju?
Dałoby się to wszystko zapewne przeżyć, gdyby film Hoffmana miał jakieś inne zalety. Niestety, nie ma tu ani trochę luzu, wszystko jest zrobione śmiertelnie poważnie i pretensjonalnie. Każdy drewniany dialog wypowiadany jest z miną świadczącą o tym, że wykonawcom wydaje się, iż grają w czymś na poziomie Szekspira. Tymczasem aktorzy mają dwa wyrazy twarzy – jeden cierpiętniczy, drugi pod tytułem "jestem idiotą, czemu nikt wcześniej mi o tym nie powiedział?".
Całą recenzję Jędrzeja Dudkiewicza czytaj w portalu Stopklatka.pl>>>