Współcześni reżyserzy coraz częściej wchodzą w dialog z filmowcami, którzy w latach 90. XX wieku i I dekadzie bieżącego stulecia zwodzili nas w komediach romantycznych, że związek zakochanych osób jest w stanie przetrwać po wszystkie dni aż do skończenia świata, na dobre i na złe, niezależnie od okoliczności.
Michael Dowse przypatruje się wyjętej z zakończenia takich filmów parze z 5-letnim już stażem. Ben i Chantry uwili hipsterskie gniazdko, zarabiają grube pieniądze. On jest specem od prawa autorskiego w ONZ, ona tworzy animacje. Kochają się.
Nieoczekiwanie w ich otoczeniu pojawia się ten trzeci (Daniel Radcliffe, który ostatnio bierze chyba tylko te role, w których może się rozebrać – nie inaczej jest i tym razem). Wallace jest bystry, cyniczny, dowcipny i otwarty. Nie wkracza w życie pary niczym taran, niczego nie niszczy, po prostu jest. I ta jego obecność jest okrutnie niewygodna, bo stawia nas, widzów, przed wyborem. Czy wolimy, żeby Chantry żyła w spełnionym związku z Benem, czy też chcemy, żeby dała szczęście Wallece'owi, chociaż – w odróżnieniu od klasycznych komedii romantycznych – partner w niczym jej nie zawinił?
Szkoda, że reżyser nie drąży bardziej tych wątpliwości. Zamiast przycisnąć swoich bohaterów do muru, zbyt łatwo ich rozgrzesza. Z filmu wynika, że każda decyzja dająca jasność drugiej osobie jest lepsza od trzymania jej w niepewności. Ale już konsekwencje zostały przemilczane. A przecież to one są osią dramatu porzuconych.
SŁOWO NA M | Irlandia, Kanada 2013 | reżyseria: Michael Dowse | dystrybucja: 2M Films | czas: 98 min