Potencjalnie ekscytującą historię pierwszego człowieka w przestrzeni kosmicznej wypada skwitować jedynie wzruszeniem ramion i paroma sugestywnymi ziewnięciami. Zapewne dzieje się tak dlatego, że reżyserski debiut Pawła Parkhomenki nawiedzają upiory radzieckiej propagandy. "Gagarin" to kolejny wariant opowieści o pochodzącym z ludu herosie, który – dzięki pomocy socjalistycznej ojczyzny – wznosi się na wyżyny swoich umiejętności. Różnica polega wyłącznie na tym, że miejsce murarza bądź hutnika zajmuje teraz kosmonauta.
Filmowy Gagarin jest tak mocno skupiony na osiągnięciu celu, że nie odsłania przed nami żadnych interesujących aspektów swojej osobowości. Od czasu do czasu stać go jedynie na przywołanie jednakowo kiczowatych retrospekcji z naznaczonego wojną dzieciństwa i idyllicznych pikników z przyszłą żoną. Gagarin mógłby zyskać status pełnokrwistej postaci, gdyby tylko twórcy zechcieli wykroczyć poza moment wielkiego triumfu swojego bohatera. Pierwszy człowiek w kosmosie stał się przecież supergwiazdą, sowieckim Beatlesem w skafandrze i marionetką w rękach rządowej propagandy. Dobry reżyser stworzyłby z takiego materiału coś w rodzaju "Sztandaru chwały" Eastwooda, sugestywną opowieść o nieprzewidzianych udrękach bohaterstwa. Parkhomence wystarczył jednak tylko kolejny rozdział propagandowej czytanki.
GAGARIN | Rosja 2013 | reżyseria: Paweł Parkhomenko | dystrybucja: Kino Świat | czas: 108 min